Lasy Państwowe, zgodnie z Ustawą o lasach, są jednostką administracji rządowej znajdującą się w strukturach Ministerstwa Środowiska, a dziś dodatkowo i Klimatu. Ten zapis wskazuje, że Lasy nie są elementem gospodarczym kraju, choć pełnią też taką funkcję. To funkcja zasadnicza z punktu widzenia gospodarki i dobrostanu mieszkańców. Ten idiotyczny zapis, na co wskazuję od samego początku przyjęcia Ustawy o lasach, rodzi wiele kłopotów i problemów. Jest też jedną z przyczyn zniszczenia gospodarstwa leśnego na terenie trzech nadleśnictw: Białowieża, Browsk i Hajnówka. Tylko z tego powodu Polacy i ich kraj ponoszą ogromne straty rzędu 15-18 miliardów złotych rocznie1. Skala strat w całym kraju jest trudna do określenia, ale nie niemożliwa. Z pewnością zostanie kiedyś dokonana, jako element rozpadu i upadku.
Prezydent się sprzeciwia
Nie można uwierzyć, by generowanie takich strat nie było dostrzeżone. Brak reakcji i naprawy jednoznacznie wskazuje, że czynione to jest świadomie w celu ograniczenia wzrostu polskiego państwa i dobrostanu Polaków. Można to postrzegać jako element działania w kierunku utrzymania obecnego status quo w Europie i utrzymywania miernej pozycji naszego kraju. Są to bowiem działania długotrwałe, trwające od trzech dekad. Odpowiedzialność za nie ponoszą wszystkie dotychczasowe partie oraz organizacje je wspierające. Niech Was nie zmylą protesty organizacji ekologistycznych, które w tym systemie pławią się jak pączuszki w lukrze. Czy wiarygodne są dzisiejsze medialne ataki rządzących na te organizacje – gdy jednocześnie są przez nich zasilane z wielką estymą i hojnością – przez tworzenie odpowiedniej legislacji czy systemów grantów, nie wspominając o braku reakcji sił (policja, prokuratura, wojewodowie, ABW) porządkowych w przypadkach łamania prawa przez te organizacje2.
Ubiegłoroczna przepychanka w kwestii pozbawienia Ministerstwa Środowiska i obcej agentury, która go opanowała (a może i opanowała także Pałac Namiestnikowski), wpływu na Lasy Państwowe skończyła się fiaskiem. Pamiętacie protesty leśnej Solidarności? W czyim interesie one były? Czy nie o utrzymywanie obecnego status quo nie tyle Lasów, co Polski w otoczeniu międzynarodowym.
Będą NOWE Lasy Państwowe jak Nowy Ład i Nowa Zieloność
W związku z potwierdzeniem i utrwaleniem związku Lasów Państwowych z Ministerstwem Środowiska, a dziś dodatkowo i Klimatu, pojawiają się nowe projekty cementujące obecny ich status. Pojawiają się projekty nowel, które mają definitywnie skończyć ze znaczeniem gospodarstwa leśnego w gospodarce Polski. Tercet Tomaszewski/Szyszko/Solidarność (przy współpracy z innymi ministrami, dyrektorami, premierami), po wielu latach wysiłku zapoczątkowanego poczęciem Ustawy o lasach w roku 1991, dopiął celu. O tym co mamy i co mieć będziemy zdecydowano wczoraj (1991).
Tylko decyzja administracyjna
Abstrahując już od tego, że leśnictwo w kraju nie wykorzystuje potencjału danego przez naturę, ale też wysiłku i mozołu przeszłych pokoleń (i celów, które im przyświecały), to prawo administracyjne wymaga działań zgodnych z jego zasadami. Każdy urząd musi wypełniać zasady KPA. Wprowadzenia
Posłanka PO Gabriela Lenartowicz
tych zasad na grunt LP domaga się nowela do Ustawy o lasach3 przedstawiona przez Gabrielę Lenartowicz, posłankę PO. Nowelizacja nakłada na Ministra i LP obowiązek przestrzegania prawa administracyjnego w zakresie sporządzanego raz na dziesięć lat dla każdego nadleśnictwa Planu Urządzania Lasu. Ma mieć formę zaskarżalnej Decyzji. W uzasadnieniu podnoszona jest oczywiście rola ludności oraz „reprezentujących” ją stowarzyszeń. Oczywiście można bluźnić na samą posłankę Lenartowicz, na przeklęte stowarzyszenia ekologistyczne i stawiać pomniki Szyszce, Kaczyńskiemu, Mazowieckiemu czy Solidarności – manipulowanych lub wprost realizujących, jak MŚ czy Pałac Namiestnikowski (Prezydencki), cele agentur zewnętrznych.
Można też bić brawo. Wyprodukowanie samochodu nie wymaga decyzji administracyjnej ale wytworzenie kubika drewna w LP i innych już tak. Bo nie mówią wprost, że nowelizacja będzie dotyczyła wszystkich lasów, a nie tylko Lasów Państwowych. Gabriela Lenartowicz łże, wskazując wyłącznie w kierunku Lasów Państwowych, gdy nowelizacja będzie ingerować także we własność prywatną! Łże też Halicki stojąc obok, i nie reagując. Zresztą sami posłychajcie w czyich ustach i rękach jesteście.
To nie koniec demokratycznych propozycji
W tym samym mniej więcej okresie lata 2021 roku pojawiła się w Sejmie kolejna nowela. Łoni obfitował – gdy Prezydent przesądził (nie zgodził się na odłaczenie LP ze struktur Ministerstwa Środowiska, a dziś dodatkowo Klimatu i ). I PiS dopomógł dokończyć dzieła: kolejnego, wyraźnego już etapu likwidacji następnego zasobu, które mamy w kraju. LASÓW.
Pojedźcie do Puszczy, zobaczcie czym kończy się las pozostawiony w łapach ideologicznego wairactwa.
Małgorzata Chmiel – posłanka PO
Mamy kolejną posłankę z PO – Małgorzatę Chmiel. Ambitnym celem przedstawionego przez nią projektu są zmiany: w Ustawie o lasach i w Ustawie ochrony przyrody5.
Tym razem intencją projektu jest wydzielenie z obszarów leśnych powierzchni w miastach i ich okolicach. Nie będą one już w bezpośrednim i jedynym zarządzie nadleśnictw lub starostów (w zakresie lasów prywatnych). Podobnie jak plany urządzania lasów obejmujące te tereny, ich zarządcy i właściciele nie będą mogli realizować celów, które nie uzyskają aprobaty środowisk lokalnych. Jednoznacznie też stwierdzono w tym projekcie, że plany te będą dotyczyć wyłącznie zabiegów pielęgnacyjnych. Nie będzie więc planów użytkowania, ale nie przewidziano także planów ochrony (np.: sprzątania śmieci), odnowień, zalesień czy nawet planów turystycznego i rekreacyjnego zagospodarowania. Stwierdzono, że te zmiany wymagają adekwatnych zmian w Ustawie ochrony przyrody. Projekt jest pełen błędów i sprzeczności. A treść uzasadnienie to dzieło jakiegoś niedorozwoju (np.: „Ponadto projekt w ustawie o lasach zmienia art. 7. W ust. 1 w pkt. 2 dodaje nowy lit. e, który wprowadza konieczność ochrony lasów ochronnych aglomeracji miejskich.” W rzeczywistości w przedstawionym projekcie ma on brzmienie jn.: „Zachowanie lasów ochronnych aglomeracji miejskich, które powołuje sejmik województwa na wniosek prezydentów miast na prawach powiatu lub grupy 1000 mieszkańców miasta na prawach powiatu, przy ustalaniu granic w porozumieniu z Regionalną Dyrekcją Lasów Państwowych.”) Oba cytaty autentyczne, wprost z projektu złożonego w Sejmie – sic! Inne kwestie tego uzasadnienia nie dość, że pozbawione logiki to i sensu oraz prawdy. Podstawowy brak wiedzy czym jest użytkowanie lasu i czym się kończy wstrzymanie prac przy użytkowaniu jest żałosne. Wystarczy przecież poznać prace na temat obniżonych zasobów ojczystej przyrody na obszarach, na których wstrzymano takie prace6. Nie ma natomiast dowodów na to by gospodarstwo leśne zubażało bogactwo natury. Założenia projektu nie uwzględniają żadnych praw, badań lecz są chciejstwem nieuctwa. Równie dobrze możemy rozważać zakres działania fabryki samochodów, czy chłopskie pole buraków. Cóż przeszkadza zdefiniować im określony limit, i nowe, wspanialsze kierunki. Posłanka Chmiel Małgorzata wie lepiej. Projekt kończy się zdaniem: „Ustawa nie wywołuje skutków finansowych”. To jednoznacznie wskazuje, że umysł twórców oraz samej Pani Posłanki nie pracował za wiele przy tym projekcie, że sporządziła go niechlujna ręka nieuka, a niechlujne oko nie zadało sobie trudu nań spojrzeć. Czy to sami właściciele lasów prywatnych zapłacą za te zmiany, czy wszyscy podatnicy?
Utraconych korzyści dla państwa i Polaków nie zrekompensują ani Niemcy, ani Rosja, ani Unia. A może zrekompensuje posłanka wraz ze swoim zapleczem wyborczym? Złożenie Projektu zmiany ustwy o lasach i ochronie przyrody do marszałek sejmu_Cezary Tomczyk 13.07.2021 r. Małgorzata Chmiel
Gabriela Lenartowicz i Małgorzata Chmiel – posłanki PO
Kończcie Wasze …
W obu przypadkach widzimy napór w kierunku likwidacji potencjału zasobów naturalnych, w dużej mierze powstałych wysiłkiem narodu w okresie PRL. Ten wysiłek miał na celu budowanie kraju i dobrostanu Polaków. Były to cele ambitne i wspierane wysiłkiem całego społeczeństwa, w dużej mierze wówczas chłopskiego. Dziś panie posłanki wykorzystują czas, gdy potomkowie chłopów przeniesieni do miast i zindoktrynowani przez intelektualistów bazujących na humaniźmie i innych wspaniałych ideach wbijanych im do głów przez obce agentury, w znacznej mierze wspierają rozkład państwa i pogłębianie się zapaści materialnej i moralnej. Lasy stanowią odtwarzalny zasób „Tej Ziemi”. I nie zgnicie ich powoduje wzrost zasobów przyrodniczych i … grubości portfeli. To nie prawda, że gdy Janusz Dawidziuk7 (wraz ze Stanisłwem Żelichowskim8) zmieniał zapisy w Instrukcji Urządzania Lasu9, miał na celu ubogacenie kraju i Polaków. Wręcz odwrotnie: przyczynił się moralnego i materialnego upadku. I nie chodzi o tę głupotę, lecz o trwanie w niej. Czas najwyższy zrozumieć, że zgnicie lasów niczego dobrego nie daje. Poświęcono temu celowi wystarczająco dużo powierzchni w istniejących parkach narodowych. Więcej ich w tym celu nie potrzeba. Należy zmienić spojrzenie na rolę parków w Polsce, powołać Park Narodowy Grzmiąca10, lub inne w takich miejscach czy ośrodkach, dla których niosłyby pozytywne zmiany i powszechną aprobatę lokalnych środowisk.
Należy taż wspomnieć o działaniach „dobrej zmiany” pod szyldem projektu „Mieszkanie+”. „Zamachnięto” się wówczas na ogrmną powierzchnię 600 tysięcy ha Lasów Państwowych. Własnie tych podmiejskich i miejskich11.
To wszystko wynik złego prawa i złego państwa. Ustawa o lasach wygenerowa ogromne straty gospodarcze i przyrodnicze. Wygenerowała także sraty niematerialne. Jest dziś dodatkowo rozszarpywana w celu ostatecznego przypieczętowania naszego bytu.
Należy to zmienić. Należy zagwarantowac stabilnośc gospodarczą Lasów, wyeliminować ideologię, zapewnić łączność ich systemu finansowego z systemem podatkowym gmin i powiązać ich byt także z funkcjami turystycznymi i rekreacyjnymi lasów. Nadleśnictwo musi się stac w pełni samodzielną prawnie i gospodarczo jednostką związaną w strukturze niezależnych od polityki Lasów Państwowych będących własnością wszystkich Polaków mieszkających w kraju.
Jednak sama dzialaność gospodarcza nie może podlegać ideologi i doraźnym celom.
***
1 Ograniczenie i w końcu zatrzymanie gospodarstwa leśnego w tych nadleśnictwach to brak przychodu rzędu 1,5 miliarda złotych rocznie w cenie drewna. Jednak gdyby nie narzucono urzędowych restrykcji to masa drewna pozyskana w tych nadleśnictwach oraz wielokrotny obrót pieniędzmi uzyskanymi ze sprzedaży, przerobu, robocizny przy uszlachetnianiu i przerobie generowałoby przychody dla kraju rzędu 15-18 miliardów złotych rocznie. Czyż nie bylibyśmy już potęga czołgową na bazie Abrams’ów, na czym ponoć zależy obecnym rządom? Jak widać – w rzeczywistości nie zależy im na obronie, wzmacnianiu kraju i budowaniu jego dobrobytu przez wzbogacanie mieszkańców. Wygląda na to, że zależy im na stałym osłabianiu państwa w interesie ….
Rok w rok „dobra zmiana” zubaża kraj o okolo 15 – 18 miliardów złotych rocznie. Ileż to afer Amber Gold? Widzicie ciągnących ten samolot …. 2 Opinie środowiskowe są wymagane w każdej sytuacji, są kosztowne, zwiększają koszty remontów istniejącej infrastruktury o kilkadziesiąt procent, uniemożliwiają wiele inwestycji; brak reakcji służb porządkowych za naruszanie miru, za niebezpieczne zachowanie, zajmowanie obiektów czy dużych obszarów, a nawet niszczenie cennych okazów przyrodniczych, tolerowanie naruszania prawa zakazów wstępu do rezerwatów; bezpodstawne korzyści z tytułu tzw kompensat przyrodniczych. 3 Projekt Ustawa o zmianie ustawy o lasach, EW-020-628/21 13.08.2021, Sprawozdawca Gabriela Lenartowicz PO Projekt zmiany Ustawy o lasach_9-020-628-2021_grupa posłów KO_Gabriela Lenartowicz
Konferencja prasowa w Sejmie w tej sprawie posłanki Gabrieli Lenartowicz ze wsparciem posła Halickiego skupiła się nie na samej kwesti proponowanych zmian lecz na manipulacjach, popisami nieuki i wątpliwej jakości retoryką.
Janusz Dawidziku – dwukrotny Dyrektor Generalny Lasów Państwowych, który zmienił InstrukcjęUrządzania Lasu ograniczając użytkowanie lasu, odkładając w czasie ich destrukcję i rozkład. (PSL/SLD). Wprowadzając ideologiczny zapis ograniczajacy pozyskanie surowca drzewnego do 50% przyrostu zadecydował o zredukowaniu pozyskania surowca (do połowy możliwości produkcyjnych lasu bez wpływu na jego kondycję), a tym samym zadecydował przeznaczeniu na zgnicie ogromnej masy drewna. To nie tylko strata gospodarcza – to ogromne straty przyrodnicze. Ciekawe, kto mu odpowiada „Darz bór”? – to przebieraniec leśnika.
St. Żelichowski, Minister Środowiska w rządzie w. Pawlaka i Wł.Cimoszewicza
8 Stanisław Żelichowski (ZSL/PSL) poseł na sejm w okresie PRL oraz III RP, Minister Środowiska, przełozony Dyrektora Janusza Dawidziuka – kolejny przebieraniec leśnika.
9 Instrukcja Urządzania Lasu – precyzuje zasady sporządzania Planów Urządzania Lasu – szczególowych działań najczęściej na okres dziesięcioletni na obszar nadlesnictwa lub wskazany obszar lasów niepaństwowych.
Plany Urządzania Lasu określają całokształt działań w okresie dziesięciolecia, w tym także plany pozyskania surowca, odnowień, zabiegów hodowlanych, etc. Plany te są dość restrykcyjnie przestrzegane, a ich naruszenie wymaga oddzielnej procedury (np. gdy pojawia się jakieś nagłe zdarzenie, klęska).
10 Dlaczego nie powstał Park Narodowy GRZMIĄCA (link: https://www.polskawlesie.pl/ochrona-srodowiska/dlaczego-nie-powstal-park-narodowy-grzmiaca ) Artykuł porusza kwestie zasadności powoływania nowych parków na zasadach które praktycznie sa stosowane w Polsce. Rozważa kwestie ich lokalizacji także w kontekście oczekiwań społecznych lub manipulowania tymi oczekiwaniami. Znajduje się tu także porównanie do sytuacji parków w Wielkiej Brytanni. Uzmysławia istotę natury oraz powszechną manipulację tą istotą. Jest tez o szalbierstwie edukacyjnym, nieuki, urzędniczym czy w końcu legislacyjnym. 11 Lasy nie wybudują Mieszkania Plus – https://www.polskawlesie.pl/las/lasy-nie-wybuduja-mieszkania-plus
Gdy chodziłem do szkoły – było to w czasach „przeklętego” PRL-u (a kysz maro nieczysta), kraj był siermiężny i nikt nie wiedział, co to jest konsumpcja, nie mówiąc o konsumpcji rozpasanej. Nawet o recyklingu nikt nie miał bladego pojęcia.
Mleko do domu przynosił mleczarz w szklanej butelce, którą co rano zamieniał pod drzwiami: stawiał pełną, a zabierał pustą – czystą i wymytą. Gdy trzeba było więcej, mama dawała mi bańkę i szedłem „Do Stasia” lub „Do studentów” gdzie ją napełniano specjalną chochlową miarką. Co jakiś czas do szkoły znosiliśmy makulaturę. A przystanek od domu była zbiornica surowców wtórnych (przy ul. Różanej 36 Warszawa), gdzie zanosiliśmy wymyte flaszki, czy makulaturę. Owocowało to drobniakami na lody, rurkę z kremem czy bilet do kina. Nie przypominam sobie problemów ze sprzedażą czy wymianą butelek. Problem powstał waz z pojawieniem się pojęcia recyklingu i potrzebą ochrony środowiska, oraz walki z jego zaśmiecaniem. Nie będę tu analizował polskiego systemu spalarni, czyli regularnych pożarów śmietnisk. Śmietnisk często i gęsto rosnących na bazie importu od dzisiejszych sojuszników bliższych i dalszych
Wyraźnie dostrzegamy różnice, różnorodność kształtu, wielkości, nalepek, koloru …. środowiska
Poprzestanę na flaszce, butelce. Buteleczce, małpce, flaszencji…
Nie znam historii recyklingu flaszki w magdalenkowej rzeczywistości. Jestem przekonany, że jest bogata, bo każdy Minister Środowiska jest ambitny i dedykuje tej flaszce określoną legislację. To wszystko wskazuje, jakie znaczenie ma flaszencja i jaką rolę pełni w naszej świadomości.
Czy rzeczywiście?
A może ranga butelki nie jest jeszcze odpowiednia?
Aktualnie, w stolicy dużego i ambitnego państwa środkowej Europy, członka Unii Europejskiej, elementu konceptu trójmorza i porozumienia wyszehradzkiego, sojusznika Ameryki, Izraela i Ukrainy, niosącego demokrację wraz z własnym terroryzmem do Iraku, Afganistanu czy Libanu, oraz miłośiernie wspierającego ofiary izraelskich i jankeskich ataków w Syrii czy rabunku jej zasobów surowcowych, dostrzegam lukę prawną, proceduralną i administracyjną w recyklingu szklanej flaszki. Kpię, oczywiście i „sarkam”, że luka tyczy szklanej flaszki!
Wiem, że to nie problemy samochodu elektro-mobilnego i elektrowni atomowej, z którymi można się zmierzyć i bez problemu zwyciężyć (?). Czy to prawda, skoro z flaszką nie udaje sie od trzech dekad?
Martwi mnie nie tylko ta niewielka flaszka szklana, choćby po piwie
W Carrefourze, vis a vis mojego bloku (peerelowskiego), mieszczącym się w pawilonie przejętym po upadniętym PRL-owskim Społem, mogę zwrócić flaszkę, gdy okażę paragon, dowodzący, żem tam nabył ją pełną piwa.
Inaczej nie da rady.
Mogę ewentualnie liczyć na łaskawość sprzedawcy, gdy kupię znów pełną piwa flaszkę. Kasjer rozlicza każdy zwrot pustej flaszki specjalnie wydrukowanym poświadczeniem zwrotu pustej flaszki, które muszę podpisać, by otrzymać 0,50 zł zwrotu. W Carrefour express, znajdującym się w pobliżu mojego blokowiska (które miało się rozpaść 15 lat temu, jak wieszczyła swego czasu miechnikowszczyzna), spotkałem się z odmową przyjęcia butelki po piwie, którego sklep nie ma w sprzedaży. A butelka była zwrotna. I nie tylko … – o tym dalej. Taka odmowa jest nagminna, i muszę w domu magazynować flaszki z rozdziałem na miejsce zakupu. Nie daj Boże się pomylić i iść po piwo z flaszką, pochodzącą z zakupu w innym sklepie. To próżny trud. Przyzwyczaiłem się już do tego, i choć niepojęta to „troska” Ministra Środowiska (czy też dziś zmagającego się dodatkowo z Klimatem) z całą pewnością ma swoje uzasadnienie. Nie musi być przecież widoczna maluczkim (ta troska), którzy z własciwym sobie warcholstwem i „hipochondrią” nie dostrzegają ogromu pozytywów. Ale wracam do Carrefour express. To, co się tam wydarzyło, nie może przecież mieć związku z zatroskaniem Ministra Środowiska ( a także i Klimatu), ani tym bardziej Pana Premiera, który przecież nie odpowiada za to co czyni Minister, i nie może za to ponosić żadnej odpowiedzialności. Oczywiście Minister ma też alibii, które udostępnia zainteresowanym od trzech dziesiecioleci.
I tu mamy różnorodność. Lecz wynika wyłącznie z różnic w etykietach
Nie udało mi się wymienić pustej flaszki „Tyskie palone” na pełną „Tyskie pszenne”. Oczywiście chciałem zapłacić za zawartość – by jasność była. Kasjerka kategorycznie odmówiła uzasadniając, że „Tyskie palone” nie znajduje się u niej w sprzedaży – flaszka więc nie może zostać przyjęta a kaucja zwrócona. Ta mitręga powoduje, że często trafia na chodnik lub do kosza. Czy wiemy jaka jest skala tego „recyklingu”? W tym przypadku przesądziła kwestia innych nalepek (sami zresztą popatrzcie: różnią się … „jak byk”) Same flaszki są identyczne. Jeśli trafiają do browaru, to i tak w trakcie mycia muszą być pozbawione nalepek. Tak więc dowiedziałem się, że nie sama flaszka jest istotna dla recyklingu, lecz nie mniejsze znaczenie ma również obraz nalepki, jaki się na niej znajduje. Tym samym pozostaję dziś w przekonaniu, że flaszka bez nalepki traci swoje właściwości do recyklingu „wysokiego” – czyli odzysku, staje się bezzwrotna i bezwarta, i powinna lądować w śmietniku, do śmieci tzw. recyklingu mniejszej rangi (jako tzw. stłuczka) lub śmieć walający się po rynsztokach.
Uboższa wersja bogactwa różnorodności. Dobrze wiemy, że to kształt, a nie zawartość ma znaczenie dla kupującego, tak jak legendarne paciorki przesadziły o losie wielu obszarów na Ziemi
Co powiedziałby Carrefour ekspres (a pewnie i każdy inny nie tylko Carrefour również), gdybym tam poniósł flaszki umyte i pozbawione nalepek. A taki zwyczaj w zamierzchłym PRL-u i czasach ciemniactwa obowiązywał. (PRL nawet z klejem sobie poradził, by łatwo było z flaszek etykiety zmywać)
Oczywiście nie mogę być zaskoczony taką procedurą
To zdjęcie nie ma ambicji do uprzytomnienia czytelnikowi pełni różnorodności … Jakże ważnej w ochronie środowiska
Każdy czytelnik to zrozumie i też będzie wyrozumiały?
W produkcji znajduje się ogromna ilość wzorów flaszek. A ilość nalepek…., ho, ho, ho. Nie ma możliwości poradzić sobie łatwo z taką różnorodnością.
Tak, użyłem tego słowa. RÓŻNORODNOŚĆ. Jest dziś priorytetem i celem nie tylko w Puszczy. To istotne w każdej dziedzinie. Nie ma szans na łatwe uregulowanie sprawy recyklingu flaszki bez tego słowa. Rozumiem ambicje kolejnych ministrów i rozumiem ich porażki. Ale trzymam kciuki. I jestem przekonany, że kiedyś i Polsce się uda …
A N E K S
30 grudnia 2021
Jesteśmy w ostatniej fazie ustalania lokalizacji dla elektrowni atomowej. To będzie duma dla mas i gwarancja … Realnie będzie to kolejne uzależnienie i strategiczne zagrożenie nie tylko w kwestii energetycznej, lecz także bezpieczeństwa narodowego. I choć zrzucimy się niebawem na kolejny upadek kraju, to nie zrozumiemy pewnie nigdy, że ma związek z niemożnością uregulowania recyklingu zwykłej flaszki od piwa, lub … wsparciem dla pomnika Bandery czy też realnego antypolonizmu „sojuszników”. Wszystkie te kwestie są dowodem niemożności, nieodpowiedzialności i zaprzaństwa ludzi, którzy „marzą” na jawie, kłamią, oszukują, kradną. *
Carrefour wydaje bony – legalny bon płatniczy w państwie świra, ale tylko do pewnego czasu; później figa z makiem … Skupcie się na recyklingu tego e-Bonu.
Carrefour nawet na chwilę nie wstrzymał druku własnych „środków płatniczych”. „W czasach wyzysku pańszczyźnianego ślachta opłacała poddanych własnymi kartkami do zrealizowania we własnych karczmach. Poza tymi karczmami kartki te nie miały żadnej wartości rynkowej”. Czasy pańszczyzny są bardzo wygodne dla jaśnie państwa i dla tych, co to jaśnie państwo zasilają, wskazując na wyższość zachodnich demokracji.
6 października 2022 roku
Procedury recyklingu w III RP pozwoliły na utworzenie równoległej waluty w sieci marketów Carrefour. Co prawda ślepota państwa jest tu iluzoryczna i wydaje się, że jej stan wskazuje wyraźnie na wsparcie i ochronę ze strony państwa. Niemal tak, jak w czasach PRL wspierano tzw.: bony dolarowe. Efekt jest ten sam – mamy drugą niezależną i oficjalną walutę w państwie świra.
Dzieje się to za zgodą służb III RP i służy „prawu, sprawiedliwości” oraz „obywatelskości” tego państwa.
Proceder wygląda następująco: klient kupuje piwo wraz z butelką zwrotną i mając w torbie na wymianę również butelkę zwrotną (oczywiście pozbawioną „nektaru” lub jak chcą inni: „ambrozji”). Nie może jednak zakupić samej „ambrozji” zostawiwszy pustą flaszkę w sklepie. Musi zapłacić za „ambrozję” oraz butelkę, natomiast za pustą butelkę, która sklep ochoczo (lub nie ochoczo) przygarnia, otrzymuje nową walutę sklepową, tzw.: e-BON. Waluta narodowa: e-Bon
Zakup piwa nie daje gwarancji odzyskania kaucji przy równoczesnym zwrocie butelek. Masz gwarancję e-Bonu … – który dopiero jest gwarancją sprawnego recyklingu?
Sklep działając w interesie klienta (bo tak jak w PRL-u: „Klient to nasz Pan”) pozbawia go na krótszy lub dłuższy czas gotówki stanowiącej wartość pustej flaszki. Może dla przeciętnego Kowalskiego nie ma to znaczenia. Ale są jeszcze w „państwie świra” w dość licznej masie Kowalscy nieprzeciętni, dla których ma to znaczenie. Przeciętny Kowalski machnie ręką, gdy wyjedzie na wakacje i e-BON straci ważność. Ale sklep ręką nie machnie. Liczy na tych przeciętniaków.
Co można kupić za e-BON?
Raczej niewiele lub NIC. On sam nie ma wartości i sklep ma tego świadomość. Sklep nie przygotowuje gazetek świątecznych i reklamowych z towarami za e-Bony. One w dużej mierze są dodatkową rentą dla sklepu. Jak wysoka jest to renta w skali sklepu, w skali całej sieci, w skali roku? W „państwie świra” … Czy to jest renta?
Rzecz tyczy całego państwa, które utrzymuje ten system recyklingu (?), podobny do systemu kolonialnego czy pańszczyźnianego, w którym to „dobry kapitalista czy jaśnie panisko” dbali o rozwój maluczkich, zapewniając im wszystko, czego potrzebowali. I co uważali za potrzebne tym maluczkim.
To wszystko dzieje się na uboczu, pod poszewką państwa głoszącego swoje zaangażowanie w ochronę środowiska, dbałość o naturę. Te dziedziny są elementami szczególnej troski państwa, i ludzie miłujący ojczystą przyrodę bardzo są zadowoleni, że ich państwo tak dba.
Te głośne frazesy i manipulacje … kłamstwa i szalbierstwa …
Kowalski już się przyzwyczaił, że państwo i jego instytucje łżą na całego w całej przestrzeni. Pewnie wierzy, że inaczej być nie może. Wierzy, że te i inne kłamstwa sa wynikiem zatroskania państwa i umożliwiają budowę jego dobrostanu oraz potęgi kraju. Kłamie więc razem z całym swoim państwem, pewnie w jeszcze szerszych przestrzeniach. Fikcyjne twory organizacji konsumenckich, organizacji stojących na straży bezoieczeństwa danych osobowych, organizacji chroniących prawa obywatelskie (np.: Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Urząd Ochrony Danych Osobowych, Rzecznik Praw Obywatelskich) opłacanych przez państwo znajdujące sie w takim stanie, już dawno nie stoją za ochroną osób fizycznych. Pojedyncze przypadki celowo nagłaśniane, to medialny teatr. Prawa jeśli istnieja, nie są przez państwo i jego instytucje respektowane. Prawa jednostek sa respektowane wybiórczo i uznaniowo. Chcemy takiego państwa jako masa. Jest nam w nim dobrze i mamy nadzieję, że bedzie trwać … Mamy nadzieję się załapać do kasty tych, co dziś nam się śmieją w nos. Tam dopiero jest waluta …
Wszelkie podobieństwa obrazów i nazw są przypadkowe, i autor nie odpowiada za złe intencje czytających powyższe słowa.
Przypominam odległy w czasie, lecz aktualny w temacie, artykuł: „Narodowy Program Leśny: czy narodowy i czy leśny”. Wydawca Racjonlista.pl zamieścił go pod innym tytułem: „Ekologizm a ekologia w debacie o lasach”. Dziś publikuję go pod tytułem będącym kompilacją tych dwóch.
Pierwotnie artykuł ukazał sie na łamach trzech numerów Lasu Polskiego: 5, 6, 7 / 2015. – Dziś nie byłoby to możliwe. – Właściciel dwutygodnika branży leśnej zakazał publikacji moich tekstów (więcej szczegółów: „Pytania, których nie zadam…”) po moim prywatnym liscie do niego. Dziś z niezależności Lasu Polskiego pozostało wspomnienie.
1. Wstęp – zapoznanie z tematem, oklicznosciami i szerszym planem 2. Zacznijmy jednak od klimatu 3. Po cóż nam lasy 4. Gdzie się skrył genotyp 5. Selekcja nie istnieje! 6. Co z tą wodą, czyli selekcji ciąg dalszy 7. Refleksja końcowa 8. Przypisy
Wstęp
„Znaczenie lasów w środowisku przyrodniczym i gospodarce zobowiązuje do całościowego spojrzenia i stanowi uzasadnienie zorganizowania szerokiej debaty nad kierunkami ochrony, rozwoju i sposobami użytkowania zasobów leśnych w Polsce.” Minister Środowiska Marcin Korolec
Są tacy, którzy uważają, że to koń najbardziej się trudzi; Nadleśnictwo Rymanów
Dyskusja nad przyszłością lasów (państwowych, ale nie tylko tych) toczy się na stronie internetowej, której gościny udzielił portal Instytutu Badawczego Leśnictwa (http://www.npl.ibles.pl/).
Czy debata, o którą apelował Minister jest wystarczająco szeroka? Moją uwagę zwraca zasadniczy, pominięty wątek: czy lasy w Polsce mają przejmować role parków narodowych, jak to się dzieje od dwóch dekad, czy też mają mieć związek z człowiekiem, jego dobrostanem i koniecznością wypełniania wszystkich funkcji? Ale nie z ochroną bierną, gdyż ta nie wypełnia wszystkich elementów zrównoważonego rozwoju i służebności wobec mieszkańców naszego kraju.
Narodowy Program Leśny nie zajmuje się tym wcale. Czy debata wypełnia tym samym przesłanie Ministra Marcina Korolca, czy też wciąż „udaje”, że sprawy nie ma?
Organizatorem, moderatorem wymiany poglądów i dyskusji jest profesor Kazimierz Rykowski. Na uwagę zasługuje fakt próby wciągnięcia do debaty Adama Wajraka po tym jak ten ogłosił na łamach Gazety Wyborczej artykuł pod tytułem: „Manifest Wajraka: Lasy stworzyły sobie państwo”.
Tekst powstał w gorącym czasie nakładania na Lasy Państwowe kontrybucji (gdyż nie sposób nazwać inaczej ściągnięcia daniny poza obowiązującym w kraju systemem podatkowym, po to by ratować bieżący stan finansów, za który nie Lasy Państwowe są odpowiedzialne). Redaktor Gazety Wyborczej wskazał na kilka elementów, które są zgodne z rzeczywistością. Obowiązująca Ustawa o lasach w rzeczywistości przekształciła monopolistę surowcowego w aparat administracyjny nie związany z rynkiem i krajem. Ustawodawca pomylił służebną rolę LP w stosunku do społeczeństwa i gospodarki kraju, z rolą Parku Narodowego, dla którego nie ma innych priorytetów niż ochrona przyrody – nota bene charakteryzująca się ideologiczną zmiennością zależną od miejsca, czasu i innych bliżej nieokreślonych elementów. Niestety Adam Wajrak nie dostrzega związku obowiązujących zasad z działalnością ówczesnych „doktrynerów gospodarczych” przy propagandowym wsparciu swojej gazety. Dziś, obarczając winą Lasy Państwowe, gdy organizacja ta w rzeczywistości wypełnia prawo powstałe w 1990 roku oraz zarządzenia Ministrów Środowiska, nie zauważa korzyści, jakie z tej całej struktury czerpie „ekologizm”. To nie jedyny przypadek, gdy redaktor nie potrafi powiązać skutków z przyczynami.
Trochę mnie dziwi, w tych okolicznościach, sposób potraktowania wybitnego znawcy i zaangażowanego w ”zapuszczoną puszczę”* profesora Kazimierza Rykowskiego przez redakcję Gazety Wyborczej, która odmówiła mu zamieszczenia dyskusji z „naczelnym ekologiem kraju”. To symptomatyczne odcięcie się największego medium opiniotwórczego od Narodowego Programu Leśnego (NPL). Celowo poświęcam tej sprawie więcej miejsca, gdyż ani w opracowaniach ani w dyskusji nikt nie poświęca uwagi znaczącej roli Gazety Wyborczej i Adama Wajraka w kształtowaniu gustów i wpływania na stan rzeczy. Nikt, prócz kierownika projektu, profesora Kazimierz Rykowskiego.
Zacznijmy jednak od Klimatu Ogromne znaczenie przywiązuje NPL do zmian klimatu. Nie zamierzam się wdawać w polemikę na ten temat.
Wierzba w Rymanowie – jak inne lekkonasienne wyklęta z lasu
Nie jestem klimatologiem, lecz prezentuję sceptyczne stanowisko do każdej nagłaśnianej medialnie doktryny. Pamiętam skandal, jaki miał miejsce tuż przed rozpoczęciem szczytu klimatycznego w Kopenhadze, gdy ujawniono prywatną korespondencję niektórych orędowników globalnego, i w dodatku antropogenicznego ocieplenia, mocno podważającą ich oficjalnie prezentowane stanowisko. Czy to był tylko wynik braku wiary w siebie – brytyjskich „uczonych”?
Nie tylko przyczyny, ale również sam fakt ocieplenia klimatu nie jest dla wszystkich oczywisty. Zapraszam czytelnika do zapoznania się ze źródłami*, które przedstawiają inne stanowisko, ale nie mają szans przebić się w świecie mainstreamu i tzw. poprawności politycznej. Spektrum odporności gatunków lasotwórczych występujących w kraju jest ogromne. Warto spojrzeć na granice zasięgów tych gatunków. Jest więc skąd czerpać! (należy tylko przystosować do tego obowiązujące prawo administracyjne i ochrony środowiska, gdyż stanowią ideologiczne i wyimaginowane bariery). Wskazuje na to po części również profesor Jerzy Szwagrzyk*.
Cenne z pewnością jest zwrócenie uwagi na wiele gatunków nieobecnych w leśnictwie, a mających ogromny potencjał. Nie tylko gatunków tzw. rodzimych. A zmiany klimatyczne nie są skokowe. I choć takimi nie są, to jeśli będą zachodzić, to będziemy się spotykać ze zjawiskami o charakterze ekstremalnym i katastrofalnym. Składy gatunkowe upraw i ich dobór w kierunku odporności na tego typu zjawiska powinny to uwzględniać. Póki co, zróżnicowanie gatunkowe postępuje w kierunku odwrotnym, ale za to zgodnym z ideologią ekologizmu i „zadębiania”. Odwoływanie się do dalekiej historii (paleontologia) nie musi być słuszne, gdyż w międzyczasie zaistniała cywilizacja człowieka i znaczące zmiany na globie.
Czyżby pojawienie się człowieka i rozwój ludzkiej cywilizacji umknęło czyjejś uwadze? Z jednej strony antropogeniczne ocieplenie a z drugiej natura jak w epoce międzylodowcowej? Trudno się w tym wszystkim połapać. A przecież realny stan populacji ludzkiej, cywilizacji człowieka musi być brany pod uwagą i musi być elementem kluczowym każdej dyskusji, nie tylko o lesie. I choć zmiany klimatyczne nie mają charakteru skokowego, nie mają tego charakteru zmiany aktywności Słońca czy też wędrówka bieguna magnetycznego, to już emisje wulkaniczne mogą takie tempo przybierać. Tylko czy są w stanie dorównać niektórym skokom nastrojów czy przebłyskom inteligencji?
Niewłaściwe jest zamykanie się na wymianę międzynarodową pod presją ekologistycznych teorii o obcości gatunków i pochodzeń, także w kontekście zmian klimatycznych. Nauka ma spore doświadczenie w tym zakresie*, lecz z przyczyn ideologicznych pozostaje ono nie wykorzystane. Czy to wciąż zbyt bolesny temat? Czy trzeba aż poczuć smród skwierczącej skóry (nawiązując do ocieplenia)?
Nie widać związku (w toczącej się dyskusji) między zdrowym lasem a masą produkowanego tlenu. Może w ukryciu ma pozostawać fakt, że lasy w Polsce produkują tlenu coraz mniej, gdyż ideologia przekształcania ich w cmentarzysko, cudów nie uczyni w tej materii. Tym samym, tak nielubiany gaz cieplarniany, jakim jest w mniemaniu ekologistów CO2, przesądzający według nich o globalnym ociepleniu (choć przecież para wodna, mająca zdecydowanie większą masę cząsteczkową, mogłaby wielokrotnie bardziej ten globalny „cieplarniaryzm” pobudzać) nie jest utylizowany w stopniu maksymalnie możliwym. Podobnie tlen (O2), którego produkcja przez lasy jest odwrotnie proporcjonalna do ich wyniszczania w duchu ekologizmu.
Przypomnę wypowiedź profesora Stanisława Ostaficzuka wskazującą na to, że jeśli zależałoby nam na ograniczaniu CO2 w sposób maksymalny, to powinniśmy skupić się na maksymalnie efektywnej produkcji w lesie masy drewna, jego pozyskiwaniu i chowaniu wraz z zaabsorbowanym C (węglem) w szybach kopalnianych. Czemu ten wartościowy kierunek dyskusji został pominięty w panelu Klimat NPL? Jeśli rzeczywiście TEN KLIMAT leży nam na sercu? Byłoby to z pewnością cenniejsze niż sztuczne wyłapywanie gazu CO2 i wtłaczanie go pod ziemię! Gromadzenie węgla (C) pod ziemią w postaci „wyrąbanego lasu” nie niesie przecież żadnego ryzyka rozszczelnienia! Ale wówczas zdałaby się selekcja. I poważniejsze traktowanie możliwości absorpcyjnej CO2 przez las i przez produkowany surowiec drzewny.
Po cóż nam lasy Ratując nas przed klęską „cieplarniaryzmu” (bo przecież NPL – Klimat) profesor Kazimierz Rykowski rozściela przed nami* wizje uruchomienia produkcji drewna na plantacjach. Proponuje do zagospodarowania setki, może setki tysięcy czy nawet miliony hektarów ziemi by za lat 50 wyprodukować w kraju etat pozyskania w wysokości 90-100 mln m3 drewna?! Rozkosz dla uszy drzewiarzy!
Toż to już powinniśmy zaczynać! Czy jesteśmy gotowi? Może rozpiszemy pożyczkę narodową? Ludzie tylko czekają – jak po świeże bułeczki. Chętnie udzielą wsparcia. Wciąż przecież tryskają zaufaniem, optymizmem, błyskawicznie uruchomią kolejne pokłady energii i … pieniędzy. Zgodzą się nawet na podniesienie wieku emerytalnego o 2-3 kolejne lata…. Jeśli ich ktoś zapyta? Zapyta Pan, Panie Profesorze?
Profesor proponuje planowe zadrzewienia przydrożne. Może jeszcze program zwiększania lesistości, właśnie plajtujący, gdyż dla państwa i jego elit zdecydowanie istotniejsze były programy hodowli orzechów.
Zasoby leśne Polski, Polaków rozkładajace się na pniu w imię ideologii ekologizmu i samorództwa
Proponuje jednocześnie wykorzystanie nowoczesnych kultywarów topolowych – bo właśnie te „nie nowoczesne”, bo PRL-owskie, są „wykańczane” wraz z „wykańczaniem” programu topolowego rodem z czasów „ciemnoty” lat 60-tych XX wieku! Nawet nie najlepszy program, ale ukończony, zawsze jest nośnikiem wiedzy.
Dziś mamy nową epokę i nowych profesorów!? I nieograniczone fundusze by zacząć jeszcze raz!?
W Polsce dobrze już zakorzeniły się firmy tej branży (np. Alasia New Clones), które radzą sobie bez osiągnięć innych profesorów z IBL w dziedzinie produkcji topolowych kultywarów.
Wprowadzone w Polsce zasady Natura 2000 zmusiły wielu rolników do przeznaczenia tysięcy hektarów na plantacje topolowe (gdzież były te nowoczesne, polskie kultywary?), gdyż program ochrony zakazuje w swej ideologicznej hipokryzji zalesień.
Niestety nie ma to wielkiego związku z potrzebami społeczeństwa i kraju. Nie zwiększa też zasobów stabilnej „różnorodności biologicznej”
Po kolei więc, lasy: nie mają produkować tlenu (O2), nie mają utylizować dwutlenku węgla ( CO2), nie mają produkować drewna! Ponieważ profesor Kazimierz Rykowski jest fitopatologiem, to może lasy mają zająć się produkcją fitopatologii?
Jeśli to nie lasy mają produkować drewno, to gdzie ma powstawać ten hołubiony tlen, gdzie ma następować utylizacja obrzydliwego CO2.
To są pytania, które bardzo mnie nurtowały w dziedzinie selekcji i hodowli lasu wytyczanej wizją profesora. Odpowiedź jest tak prosta jak przysłowiowy drut, bo nie ma problemów nie do pokonania …. . Choć propozycje i wizje wykraczają mocno poza fitopatologiczną i „ochraniarską” domenę Profesora, to odważnie je nam wskazuje. Nie mówiąc wprost, że to nie lasy będą produkować drewno unika informacji (zamartwiającym się leśnikom), czym w takim razie będą się one zajmować! Wypędzając leśników z lasu chce ich zapędzić do produkcji drewna poza lasem. Nie ma to związku z NPL!!! Odnoszenie się do nielasu w programie LEŚNYM nie wydaje mi się cenne dla Narodowego Programu Leśnego.
Dlatego Profesor nie zdradza szczegółów, tylko rzuca MYŚL.
Podchwytuje idee dyrektor Leśnego Banku Genów dr Czesław Kozioł*. Nie kontestuje aktualnej sytuacji lasów państwowych, co w jego sytuacji jest zupełnie zrozumiałe (LBG to element w strukturze LP). Podejmuje zaś matematyczną wyliczankę, na temat możliwości produkcyjnych wirtualnych plantacji szybkorosnących (analizę tych wyliczeń warto poważnie zweryfikować). Wskazuje tym samym z jaką powagą odebrał MYŚL Profesora i jak poważnie zainteresował się możliwościami produkcyjnymi plantacji agroleśnych, jakby przerzucenie tam produkcji było realne, racjonalne i mogło w dalszym ciągu rozwijać naukę selekcji, o którą się przecież upomina w swoich artykułach. Zapomniał, że już dziś, odchodząc od nieuzgodnionych z suwerenem (czy suweren to czasem nie Naród?) zasad wyniszczających lasy i drewno, można podwoić produkcję na obszarze lasów. Nie trzeba na to dziesięcioleci!
Gdzie się skrył genotyp Profesor Kazimierz Rykowski wskazuje na ogromną rolę 5% powierzchni referencyjnej pozostawianej na lasach. Według niego to ogromny magazyn genetyczny. Co prawda skala marnotrawstwa w lasach nie zamyka się na 5% powierzchni i 5% masy, lecz oscyluje dziś na poziomie około 50% masy. Powierzchnie referencyjne jako zasób genowy to bardzo krótka perspektywa (30-40 lat). Dalsze popychanie tych teorii nie będzie raczej możliwe z przyczyn fizjologicznych (drzewa umierają na pniu wraz z cennymi zasobami genetycznymi, lecz czego wymagać od profesora od grzybów.
Jeśli fabryka produkująca zapałki lub gwoździe zostałaby zobligowana, by dla istotnych celów państwowych przeznaczyć do niezwłocznej utylizacji 50% produkcji, to byśmy wszyscy pukali się w głowy i niedowierzająco nimi kręcili. Jeśli to się dzieje z lasem i drewnem, odnawialnym surowcem, to mamy pozostawać w niezachwianej wierze, że tego wymaga żywotny interes kraju, gdyż (dziś się okazuje) ratujemy w ten sposób zasoby genowe?!
Profesor pomija milczeniem rolę Parków Narodowych!
A co z rezerwatami, Panie Profesorze? Czyż to nie te obszary miały chronić przyrodę w sposób bierny, gwarantując trwanie tak cennych zasobów genowych! A może ich rola się zmieniła? Może nie są już żadnym rezerwuarem ani nikt nie para się w nich żadną ochroną?
Czy temat przeznaczenia na zgnicie takiej ogromnej masy polskiego dorobku i dobrobytu nie może być przedmiotem debaty NPL? To drugi, prócz samej kwestii istnienia lasów państwowych, żywotny temat, który został (przez aklamację?) odrzucony. O roli NPL w kwestii konstytucyjnych gwarancji dla statusu lasów państwowych, wolę się nie rozpisywać, gdyż to niezwykle bogaty temat na osobną epopeję.
Czy społeczeństwo wie, co NPL założył a priori? Nie pytając suwerena w żadnym miejscu i czasie zdecydowano się na „szasty” niewyobrażalnej masy niemal 50% zasobów kraju! Ale NPL nie jest anonimowy. Któż przyjął takie założenie Panie Profesorze?
Czy suweren ochoczo przyklasnął konsekwencjom: zwiększonemu bezrobociu, dłuższym wiekiem emerytalnym, ograniczeniem produkcji drewna i tlenu, masową emigracją, zubażaniem różnorodności biologicznej?
Czy suweren to czasem nie ludzie oddychający tym samym powietrzem i tlenem (O2)?
Selekcja nie istnieje! W toczącej się na łamach Lasu Polskiego dyskusji dotyczącej selekcji w lasach, i jej znaczenia w gospodarce leśnej, zwróciło moją uwagę kilka wątków.
Jeśli jednak dociekliwy czytelnik poświęci odrobinę czasu i zechce zapoznać się z materiałami znajdującymi się na stronie internetowej Panelu KLIMAT Narodowego Programu Leśnego, znajdzie pojęcie selekcji. Znajdzie je w stanowisku Rady Naukowej Leśnego Banku Genów. To tam należy go szukać. I tylko tam.
Znajdziemy je tam we wszystkich przypadkach. Nawet w wołaczu: SELEKCJO!
Krytyka ze strony Rady Naukowej Leśnego Banku Genów nie była znacząca dla Progamu, gdyż nie zmieściła się w jego czasoprzetrzeni. Nie mniej Profesor wskazuje że jest to: „program nie kończący się w wyznaczonym horyzoncie czasu”. Mnie również napawa to nadzieją.
Wyczułem wzburzenie w artykule* profesora Andrzeja Lewandowskiego i doktora Daniela Chmury opracowaniem podsumowującym referaty i dyskusje panelu Klimat NPL, dokonanym przez profesora Kazimierza Rykowskiego. Uwagi naukowców z Instytutu Dendrologii PAN w Kórniku wywołały lawinę dyskusji i komentarzy, których zakres przekroczył stronice czasopisma. Co prawda profesor Kazimierz Rykowski odciął się od zarzutów, że hodowla selekcyjna nie jest tematem zainteresowaniu NPL panelu Klimat, jednak formalnie nie zmieniło to stanowiska zawartego w NPL. W Lesie Polskim ukazał się artykuł profesora Kazimierza Rykowskiego, w którym udowadnia, jak ważna jest selekcja, której … nie ma w „jego rekomendacjach dla NPL”. Nie uwzględnia i innych wniosków, które pojawiły się w różnych referatach, do czego z racji swojej funkcji w NPL, jest uprawniony. Tłumaczy, że ważna jest selekcja naturalna, jak przystało na zwolennika „szastów”*, monitorowania i biernej obserwacji. Nie mniej sama riposta profesora Kazimierza Rykowskiego na artykuł profesora Andrzeja Lewandowskiego i dr Daniela Chmury jest bardzo cenna, choćby z … socjologicznego, czy też może socjotechnicznego punktu widzenia. Nie można jednak przejść obojętnie do porządku nad niektórymi aspektami publicznej wypowiedzi Profesora zamieszczonymi w czasopiśmie leśnym. Uważa iż nie ma potrzeby selekcji w dobie zmian klimatycznych, gdyż popieranie najlepszych populacji „może wprowadzić ryzyko ograniczenia zdolności adaptacyjnych”. Proponuje więc zastąpienie jednej selekcji drugą. Postuluje zmodyfikować cele strategiczne i przez to poszerzyć kryteria selekcji (?). Wskazuje przy tym na nowe cele hodowlane (?) w oparciu o nowe podstawy naukowe (?). Zarzeka się ponadto, że dla NPL jest bardzo cennym produkcja drewna i podnoszenie produkcyjności, lecz nie jest zdecydowany gdzie się mają odbywać! Domyślamy się, że nie w lesie, gdyż godzi to w jego „trwałość”. Z całą pewnością też nie w parku. Co się będzie dziać w takim razie z powierzchnia leśną? Jaką wizję gotuje nam profesor Kazimierz Rykowski w autorskim podsumowaniu?
Wizja nowych kryteriów selekcji poza systemami leśnymi! Cóż wówczas mogą mieć wspólnego z NPL? Ten przecież nawet z nazwy tyczy lasu. Jeśli więc selekcja ma nie mieć związku z lasem, to nie ma też związku z Narodowym Programem Leśnym.
Jak wspomniałem wcześniej, pomysły profesora daleko wykraczają poza las. Nie wiemy niestety jak brzmiałyby opinie socjologów czy specjalistów od socjotechniki, ale gdy idzie o logikę i dedukcję to stać nas na samodzielność.
Z marginalizacją selekcji polemizował też Dyrektor Leśnego Banku Genów dr Czesław Kozioł. Mocno podnosi rangę selekcji, co jest dla mnie zrozumiałe i cenne. Jego dwa artykuły* poświęcone są przedstawieniu dorobku selekcji i polemice z niektórymi wątkami wypowiedzi profesora Kazimierza Rykowskiego.
SELEKCJA jako nauka i wiedza jest sprawą zasadniczą a nie marginalną, o nieokreślonym kierunku, lub poddającą się nastrojom cieplarnianych umysłów. Gdzie ma ostatecznie się odbywać? W lesie czy na plantacjach drzew szybkorosnących?
Dyrektor LBG nie informuje jednoznacznie czytelnika o zawirowaniach w nauce i praktyce selekcji jakimi jesteśmy świadkami w ostatnich dekadach.
Selekcja w Polsce jest mi znana z wielu rozpoczętych badań proweniencyjnych. Kierunek taki był przyjęty w IBL i uczelnianych Wydziałach Leśnych. Niestety nie został zakończony do dziś. Można śmiało stwierdzić, że ten element poznawczy mamy za sobą, nie doprowadziwszy go do końca.
Przewartościowanie ustrojowe pewnie całkiem przypadkowo zbiegło się w czasie się przewartościowaniami w zakresie selekcji.
Cieszy mnie niezmiernie, że moje obie córki wciąż posługują się tymi samymi kształtami liter, a gramatyka pozostaje gramatyką. Niezmiernie wdzięczny też jestem matematykom.
Ta mała dygresja nie ma na celu umniejszania czyichkolwiek osiągnięć. Szanuję i cenię zawsze gdy tylko się pokażą.
P owstał nowy program i nowe zasady – to bardzo lapidarne przedstawienie. Powstała też regionalizacja nasienna jako element tych nowych założeń w przestrzeni selekcji obejmującej PGL LP. Czy ktoś wówczas dyskutował nad założeniami?
Pamięć o selekcji proweniencyjnej, nowe koncepcje, oraz to, że tak naprawdę środki zostały skierowane na realizację nowo przyjętych programów a nie na badania podstawowe spowodowało zamieszanie. Po co badać, skoro plany przyklepane i na gwałt trzeba realizować nowe programy?
Przecież tak naprawdę liczy się jeden płatnik w tej sferze: PGL LP – MŚ. Można by powiedzieć, że to jedyna determinanta.
Plany zmian w regionalizacji nasiennej – to „zagrożenie dla bezpieczeństwa ekologicznego kraju”
Ogłasza to Dyrektor LBG. Tym samym pozostaje głuchy na doniosłą rolę powierzchni referencyjnych, którą podnosi profesor Kazimierz Rykowski (może to obecne procedury Leśngo Banku Genów „ratują” co mogą – bezkrytycznie zajmując się wskazaną im bazą?).
Nauka polska i leśnictwo nie dają ostatecznej wiedzy na temat zasięgów i występujących naturalnych ograniczeń dla głównych gatunków drzew leśnych. Nie mam nawet przekonania by ta wiedza została kiedyś ostatecznie przesądzona, by była kiedykolwiek skończona i by te szczegóły były leśnictwu niezbędne, tak jak człowiekowi tlen (O2). Znamy wszak możliwości biologiczne gatunków w zakresie przenoszenia cech. Nie są nic nieznaczące. Nawiązuję tu do projektu regionalizacji nasiennej, która przedstawiona została przez dr Czesława Kozioła jako „liberalnie szkodliwa”. Nie chcę przytaczać argumentów na temat szkodliwości wciąż jeszcze obowiązujących zasad, gdyż z łatwością można je znaleźć również na łamach Lasu Polskiego w artykule pt.: „ Fantazja regionalizacji” zamieszczonym w numerach 18 i 19 w 2012 roku. Wypowiedział się na ten temat również dr Dariusz Łęgowski Prezes Stowarzyszenia Leśnych Szkółkarzy Polskich („Trzeba urealnić regionalizację”), czy duch dyskusji w trakcie konferencji hodowlanej w Malinówce w 2012 roku. Nowy projekt (ten, określony jako liberalny) nie zatwierdzonych jeszcze zasad, odzwierciedla ekologiczne i realne różnice w naturalnym środowisku Polski i był wielokrotnie i szeroko konsultowany. Nie jest z pewnością zbiorem zasad, które nie mogą być w przyszłości skorygowane. Jest wynikiem autentycznego zaangażowania wielu leśników i naukowców.
Niestety brak wiedzy, lub jej fragmenty w żaden sposób nie wspierały i nie wspierają zasad, które zostały przyjęte w 2004 roku. Nawet niebywały postęp, jaki się dokonał w czasie ostatnich dwóch dekad niewiele wniósł do sprawy.
W opozycji do zasad, które zostały spisane w 2004 roku w rozporządzeniach dotyczących regionalizacji, które były później niejednokrotnie modyfikowane (w tym również z rażącymi błędami zagrażającymi stabilności gospodarczej), „liberalny” projekt nie jest elementem autorytarnej decyzji. Biuro Nasiennictwa Leśnego jest instytucją władną do opracowywania takich zasad, gdyż z założenia nie powinno być poddawane naciskom żadnej ze stron, reprezentując interes wszystkich właścicieli lasów w jednakowym względzie. Czy tak się dzieje?
W przeciwieństwie do wersji aktualnej, projekt pierwotny zmian zasad w regionalizacji, który jeszcze niedawno znajdował się na stronie BNL (www.bnl.gov.pl) był zdecydowanie bardziej „liberalny” (w demokratycznym państwie wiele rzeczy pojawia się i znika by lud nie mógł nawet powspominać – zasady Orwella opisane w „Roku 1984” bez problemu i żenady stają się naszymi realiami). Tym samym mógł znacząco lepiej spełniać swą rolę w dobie rozpatrywanych dziś zmian klimatycznych (o czym wspomina choćby profesor J. Szwagrzyk). W aktualnej sytuacji i sposobie procedowania powstał projekt z pewnością w większym stopniu odzwierciedlający właściwości ekologiczne podstawowych gatunków i w dużej mierze ograniczający bariery administracyjne dla rozpoznanych obszarów i populacji od zasad obowiązujących.
Dr Czesław Kozioł jest dyrektorem instytucji zintegrowanej z PGL LP i IBL. Tam powstawały założenia Programów Zachowania Zasobów i tam, jako ich element, powstały pierwsze zasady regionalizacji, przeniesione później wprost do tworzonego prawa krajowego.
Dziś następuje weryfikacja. Pan Dyrektor z pewnością ma tego świadomość. Sam wskazuje na „wartość” materiału prezentowanego przez drzewa mateczne, co jest dla mnie zrozumiałe, nie tylko w kontekście jego uwag. Tym samym decyzje, które już zapadły w sprawie znaczącego zwiększenia udziału w odnowieniach i zalesieniach materiału rozmnożeniowego z istniejących już plantacji wydają mi się przedwczesne, jak przedwczesne są zmiany wyłączające z regionalizacji te kategorie (drzewa mateczne i plantacje) póki nie zostaną autorytatywnie zweryfikowane i nie zostanie sprawdzona ich uniwersalność lub zmianie ulegną zasady zakładania plantacji. Istotą selekcji jest przede wszystkim rozpoznanie wartościowej bazy. Nie jest jej istotą dobór bazy do założeń.
Zastanawiam się, czy nie należy coraz poważniej brać pod uwagę jeszcze innego scenariusza. Być może obowiązujące zasady selekcji już się wypełniły i dokonały tego, do czego były powołane. Nadszedł czas kolejnej odsłony – żadna selekcja nie jest potrzebna dla ideologii ekologizmu zawłaszczającej leśnictwo i ograniczającej inne dziedziny życia.
Co z tą wodą, czyli selekcji ciąg dalszy W rzeczywistości czekałem na propozycję selekcji pod kątem wyłapywania CO2, która niestety tylko została zaznaczona na końcu profesorskiego wywodu, jako nowinka z Chin i antypodów.
Co prawda nie żyjemy na pustyni, ale stepowienie nam doskwiera od kilku dekad. W tych okolicznościach oczywiście wszyscy ekologiści uwzięli się na zbiorniki retencyjne, jazy, spiętrzenia. Tak się zawzięli, że kraj nie może wykonać nawet zbiorników przeciwpowodziowych. Na gwałt modernizowane jest prawo wodne, by uszczelnić je przed „destrukcją” inwestycji hydrotechnicznych, nieodpowiedzialnej wodnej rekreacji czy wędkarstwem. Z wywodów dr Romana Żurka (z mojego ulubionego Instytut Ochrony Przyrody PAN Kraków) wnioskować można, że najistotniejszą rolę w nawilgoceniu naszej pięknej Ojczyzny może odegrać bóbr i jego precyzyjna „inżynieryja”.
Wskazywanie na „inteligencję” bobra nasuwa mi skojarzenia z teorią samorództwa (która pojawia się szeroko w mediach i często jest utożsamiana ze wzrostem różnorodności biologicznej). Wiara w to, że zgnicie setek tysięcy hektarów lasu wzbogaci bioróżnorodność to właśnie powrót do teorii abiogenezy Arystotelesa (384 p.n.e. – 322 p.n.e.), z tą tylko różnicą, że coś nie bierze się spontanicznie z niczego (jak chciał starożytny mędrzec), lecz ma powstać w wyniku celowego unicestwienia.
Od dawna twierdzę, że w Polsce mamy dużo zdolnych ludzi, którzy chętnie podjęliby się zgłębiania tematu samorództwa. Gdyby tylko dysponowali odpowiednimi środkami. A może już dysponują?
W rzeczywistości jednak nie przybywa nam nowych gatunków, lecz zamieniamy drzewa rosnące w lesie na próchno opanowane przez grzyby, czy tak ulubione przeze mnie ksylobionty (nie wiem czemu nazwa kojarzy mi się z cenionymi przez dziatwę transformersami), które w rzeczywistości w tym lesie są od zawsze, lecz nie w takiej ilości, która zadawala ekologistów i im podobne umysły. Zachwyty nad wzrostem różnorodności biologicznej to tak naprawdę peany w związku ze zmianami ilościowymi gatunków: kosztem rosnących drzew następuje przyrost ich żerców i destruentów.
Praktycznie mamy do czynienia z walką z wodą (mimo programu tzw. małej retencji, który kilka lat „nazad” objawił się na terenie lasów państwowych, raczej po to by finansować projekty, plany i urzędy i organizacje pseudoekologiczne) i propozycją selekcji w kierunku odporności na suszę!
To bardzo pokraczna droga do zwiększenia produkcyjności oraz przygotowania kraju na nadejście epoki gorąca. Lecz gdy wgłębiamy się w te rozważania, możemy nieprzypadkowo dojść do wniosku, że w niektórych gabinetach klimat już dawno się zmienił i doszło do przegrzania wewnętrznej atmosfery. Czy to może czyjeś celowe działania?
Alfons Hoffmann – „Szlakami prof. Alfonsa Hoffmanna i ks.dr Bernarda Sychty po Ziemi Świeckiej” – Bractwo Czarnej Wody, Wdecki Park Krajobrazowy; M.Chudecki, J.Malinowski
Swego czasu dokonano na ziemiach polskich inwentaryzacji elektrowni, młynów i istniejących przy nich zbiorników, funkcjonujących jeszcze w latach 40-50 – tych XX wieku (ojciec i syn: Alfons i Marian Hoffmannowie). Doliczono się ponad 6300 czynnych. Pamiętać przy tym musimy, że były to czasy przed wielkoobszarową melioracją. Dziś mamy katastrofę stepowienia, najmniejsze zapasy wody w Europie, tylko około 300 tego typu małych instalacji i odpływ wody przez meliorację, kopalnie odkywkowe a właściwie to przez drenaż, gdyż do zakończenia właściwej melioracji zbrakło „tylko” zbiorników wodnych (ot taka przysłowiowa wisienka na torcie, i jej właśnie zabrakło). I dziś wskazuje się na „inteligencję” bobra, jako stworzenia, który wyreguluje nam cały system. Czy będzie on zgodny z oczekiwaniami i potrzebami człowieka? A może „inteligencja” bobra skalkulowała już potrzeby kraju w kolejnych fazach ocieplenia, i właśnie zwierzaki analizują warianty niezbędnych przytamowań?
Tu nasuwa mi się delikatna dygresja: jeśli już Narodowy Program Leśny raz „udał” się w obszary nie związane z lasem (plantacje na terenach pozaleśnych), to czy nie powinien uczynić tego ponownie? Czy nie warto podjąć tematu krajowego planu budowy ORLIKÓW II- zbiorników wodnych wraz z elektrowniami, które w przeciwieństwie do Orlików boiskowych nie będą generować kosztów, lecz wyzwolą ogromny potencjał korzystnych zmian gospodarczych, ekologicznych i społecznych. Czy w obliczu ocieplenia i strat w zasobach wodnych (dr Tomasz Walczykiewicz*) nie należy pilnie odtworzyć możliwości dawniej istniejącej infrastruktury oraz wzbogacić cały system nowymi obiektami, które wyrównają potencjał w każdym regionie! Na terenach leśnych mogło istnieć ponad dwa tysiące takich instalacji! Z pewnością byłoby to coś więcej niż monitoring i doprowadzanie do truchła.
Refleksja
Przy dzisiejszym stanie wiedzy () może to prowadzić jedynie do odkrywania prawidłowości powierzchownych, lub pozornych, opisujących raczej środowisko uczonych niż przyrodę. Jerzy Dzik „ Dzieje życia na ziemi”*
Zdaję sobie sprawę, że profesor Kazimierz Rykowski nie będąc znawcą hodowli i selekcji, nie podjął się trudu tematu bez przeświadczenia o wartościach i wadze swoich argumentów. Ponieważ i ja nie jestem wielkim znawcą hodowli i selekcji, tak często się zmieniają ich zasady i reguły w kraju, więc być może moje uwagi nie są w stanie sprostać aktualnej ideologii. Może się mylę podnosząc niektóre rażące mnie koncepcje. Na obronę mam tylko to, że pewne przywoływane w moim artykule elementy ferujące wnioski diametralnie inne od tych, którymi raczy nas profesor, wcale nie są odosobnione. Widoczne są nawet w trakcie tylko pobieżnego przeglądania referatów zamieszczonych w panelu Klimat NPL. Biorę pod uwagę rozsądek, dobro społeczności i kraju. Gdyż tak jak nie ma żadnych konkretnych wyliczeń jakie korzyści uzyska przeciętny Kowalski z przeznaczenia na zgnicie hektara lasu, tak straty z tego powodu dla tego Kowalskiego są policzalne wprost i jednoznaczne. Wykorzystywanie zaufania i łatwowierności oraz manipulacja społeczeństwem w młodej, tzw. „polskiej demokracji”, jest nie do wybaczenia. Moje stanowisko nie jest odosobnione również w sferze hodowli lasu. Bardzo cenne jest w tym zakresie opracowanie profesora Jana Zajączkowskiego pod znamiennym tytułem „Idee i ideologie w hodowli lasu”. Z pewnością znane profesorowi Kazimierzowi Rykowskiemu, jako że powstało również w IBL.
Profesor Kazimierz Rykowski kończy swój wywód filozoficzną dygresją, że „przyszłość nie jest kontynuacją teraźniejszości”. Dostrzegam wyraźnie tą prawidłowość: radykalne zmiany dokonywane są szybko, i szybko widać ich efekt. Widzę, więc jak w przeciągu dwudziestu lat „polskiej demokracji” przenicowano praktykę leśną aż profesor Jan Zajączkowski alarmował, że pseudonaukowa frazeologia zaczyna wypierać naukowe doświadczenie.
Jakie to już spowodowało zmiany?! Radykalne zmiany! Budowane przez pokolenia leśnictwo mające służyć dobrobytowi kraju i ludzi zamienia się w ciągu jednego pokolenia w próchno. Jednak, Szanowny Panie Profesorze, teraźniejsza oraz przyszła – wzbogacona Pana wizją możliwość destrukcji, były i są możliwe tylko w wyniku wcześniejszej pracy pokoleń i ich wysiłkowi. Również mojej i mojej żony, która będąc dzieckiem sadziła las ze swoją klasą na Podlasiu. Jest więc nierozerwalnie związana również z przeszłością. Gdyby nie oni, gdyby nie ci leśnicy, gdyby nie wysiłek wielu ludzi, dzieci i szkolnej młodzieży, nikt nie mógłby rozświetlać przed nami swoich kolejnych wyobrażeń lasu naturalnego, który nie ma związku z leśnym Darz Bór.
Wiem, że jeszcze nie tak dawno działania w kierunku destrukcji narodowego dobra określano by jako sabotaż i działanie na szkodę kraju. Jest wiele państw i wielu ludzi, którzy wciąż je w ten sposób odbierają. W pełni się z nimi zgadzam.
Może trochem staroświecki? Widzę dziś, że tradycyjny trójkąt troficzny z Homo sapiens na szczycie, wielu próbuje zakończyć innymi istotami. Nie mogę jednak, wbrew mojej wiedzy i przekonaniom przyjmować, że to nie człowiek jest na jego wierzchołku, lecz dzięcioł trójpalczasty, bóbr czy … Założenie, że to przyroda dokonuje najbardziej racjonalnych wyborów nie jest zgodne z moimi obserwacjami. Przyroda nie posługuje się tego rodzaju kwalifikacjami! Widzę, że jest (przyroda) niesłychanie rozrzutna i bardzo egoistyczna. Nie zaprząta sobie uwagi człowiekiem. Ale nie dlatego, że „śmiali i odważni” badacze zwracają uwagę gawiedzi, że człowiek nie jest jej elementem naturalnym. W takim przypadku, nie będąc elementami naturalnymi, ludzie nie mają podstaw by ingerować w naturę, a tym bardziej dokonywać jej selekcji.
Lecz cóż mamy począć, gdyby się okazało, że jesteśmy jednak naturalni? Moja kupa to potwierdza, choć pewności nie mam jak to jest z ekologistami …!
Jednak dla wielu wywody „ekologistycznych guru”, przecież łatwe do rozpoznania już tylko po powierzchownym zapoznaniu się z esejem profesora Harrego Frankfurta*, wciąż stanowią wyrocznie i wykładnię na całe życie. Nie ma dla nich ratunku i nadziei. Utracili instynkt samozachowawczy i trzeźwe spojrzenie. Chyba, tylko pogłębione studia nad dziełem „On bullshit” oraz nauk Solomona Ascha mogłyby otworzyć im oczy.
Nie widzę żadnych niespójności między selekcją populacyjną, obecną selekcją indywidualną czy pracami nad innymi modelami selekcji, nawet jeśli nie zostały jeszcze rozpoznane. Te ostatnie z pewnością nie będą przesądzać o lesie dziś. Nie będą znaczące w dającej się przewidzieć perspektywie. Warto wrócić na ziemię i wykorzystać to, czym dysponujemy w aktualnej chwili. Bo niszczenie dzisiejszego bogactwa nie pozwoli na żadne konkretne budowle w przyszłości. Zostawmy więc lasy społeczeństwu a Pan Panie Profesorze niech łaskawie zwróci swą uwagę na Parki Narodowe, bo tam jest ponoć las naturalny. Czy wciąż tam pilnują genotypu czy może już tylko jakiego robala?
Niedobór selekcji w NPL świadczy o kolejnej próbie ideologicznego przekształcania człowieka a w konsekwencji i lasów.
Przypisy * NPL – Narodowy Program Leśny- http://www.npl.ibles.pl/ *„zapuszczoną puszczę” – nawiązanie do bezpardonowego, na zasadach ostracyzmu, odżegnywania się profesora K.Rykowskiego od poglądów dr. J.Łukaszewicza (również IBL) przedstawionych w artykule „Zapuszczona puszcza” Polityka, 6.12.2011; profesor jako aliant walczącego o likwidację gospodarki leśnej w nadleśnictw białowieskich A.Wajraka – „naczelnego ekologa kraju”. *Riposta i zaproszenie A.Wajraka do udziału w NPL wystosowane przez prof. K.Rykowskiego w odpowiedzi na artykuł A.Wajraka opublikowany na łamach GW pt.: „Manifest Wajraka: Lasy stworzyły sobie państwo” GW, 8.02.2014 spotkało się z jednozdaniową odmową redakcji; można się zapoznać na stronach internetowych NPL. http://www.npl.ibles.pl/sprostowanie-ws-artykulu-adama-wajraka-opublikowanego-w-gazecie-wyborczej *Apel Haidelberski, Deklaracja Lipska – działania podejmowane przez społeczność międzynarodową uczonych i naukowców przeciwstawiających się ideologizowaniu nauki o klimacie. * dr Gustaw Klaus, Prezydent Czech „Błękitna planeta w zielonych okowach , książka wskazująca na manipulacje w dziedzinie klimatu; prace popularnonaukowe profesora Stanisława Ostaficzuka („Palmy węglem nie biomasą”); analizy naukowców Instytutu Maxa Plancka, Uniwersytetu Winsconsin; palmy_weglem_nie_biomasą- Stanisław Ostaficzuk
* prof. Jerzy Szwagrzyk , Zakład Botaniki i Ochrony Przyrody, uniwersytet Rolniczy w Krakowie– „Prawdopodobne zmiany zasięgów występowania gatunków drzewiastych – konsekwencje dla hodowli lasu„; opracowanie dla NPL; Panel Ekspertów – Klimat. Prawdopodne zmiany Zasięgów Wyst.Gat - konsekwencje Hodowlo Lasu - J.Szwagrzyk
* prof. Kazimierz Rykowski, fitopatolog IBL Sękocin – „O hodowli selekcyjnej raz jeszcze „ (nr 15-16 z 2014 r). *dr Czesław Kozioł, Dyrektor Leśnego Banku Genów – „Czy w NPL nie ma miejsca dla programu selekcji drzew leśnych „ ( LP 2014, nr 23), „Czego winniśmy oczekiwać od selekcji” (LP 2014 nr 24). *„szast” – fragment Puszczy Piskiej, w której doszło w latach 90-tych XX wieku do zniszczenia przez huragan ogromnej połaci lasu, w którym pozostawiono nieuporządkowany obszar ok. 475 hektarów, nie badany intensywnie przez zwolenników pozostawienia takiej enklawy i jej intensywnego badania. *”Stanowisko Rady Naukowej LBG Kostrzyca dotyczącej rekomendacji Panelu „Klimat”. (http://www.npl.ibles.pl/sites/default/files/artykuly/stanowisko_rn_lbg_klimat.pdf) * prof. Andrzej Lewandowski, dr Daniel Chmura (Instytut Dendrologii PAN w Kórniku)- „Narodowy Program Leśny bez hodowli selekcyjnej„ LP 2014 nr 11. * dr inż. Tomasz Walczykiewicz (Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej Państwowy Instytut Badawczy, Kraków) – „Wpływ zmian klimatycznych według wybranych scenariuszy IPC (A2, B1, A1B) na zasoby wodne w obszarach leśnych w Polsce – możliwy wpływ na ekosystemy leśne w perspektywie do 2030 i w dalszej perspektywie „opracowanie dla NPL; Panel Ekspertów – Klimat. Wpływ zmian klimatycznych na zasoby wodne w lesiet_T.Walczykiewicz
*Harry G. Frankfurt – „O wciskaniu kitu” (ang.: On bullshit), wyd. Czuły Barbarzyńca 2014. *Solomon Asch – prekursor psychologii społecznej, zasad i reguł wykorzystywanych m.in. już przez dr. J.P. Goebbelsa jak i dziś w celu manipulacji masami, urodzony w Warszawie w 1907 r (wyemigrował do USA w 1920). *gatunki obce: powierzchnie badawcze A. Schwapacha w Polsce, „Obce gatunki drzew w gospodarstwie leśnym”. (S.Bellon, J.Tumiłowicz, S.Król), kontynuacja badań w zakresie gatunków introdukowanych w Niemczech ekologizm, ekologiści – pojęcia nie związane z wiedzą i nauką Ekologi, lecz manipulujące społecznością wykorzystując naturalną ludzką miłość do natury i przyrody.
* Jerzy Dzik „ Dzieje życia na ziemi” https://lubimyczytac.pl/ksiazka/74056/dzieje-zycia-na-ziemi
Zamieszczone referaty (oraz wiele innych) są ogólniedostępne na stronach IBL.
*
Choć minęło wiele lat, sytuacja w Polsce i w obszarze LP nie odnotowała zmian systemowych i strukturalnych, które uniemożliwiałyby narzucanie ideologii w miejsce rozsądku i racjonalności. Kraj ponosi kolejne koszty złej organizacji, złego doboru ludzi, kardynalnych i niezgodnych z wiedzą rozwiązań prawnych: krajowych i międzynarodowych. Stan służb jest tak upolityczniony jak zarząd całego państwa, więc destrukcja kraju i majatku Polaków odbywa się bez wielkich ograniczeń. Obserwujemy rozkład państwa i jego powolny upadek.
Jemioła. Każdy widział i wie. Na drzewach przydrożnych i na bożonarodzeniowym bazarze. Lecz tym razem nie o tym. Dziś o jemiole w lesie. A konkretnie w Lasach Państwowych – w naszych lasach.
Przywołam na wszelki wypadek definicję, byśmy próbowali rzecz widzieć w sposób jednoznaczny. Jemioła – to roślina dwupienna z jednopłciowymi kwiatami, niezdolna do samozapylenia. W strukturze płci stwierdzono dominację osobników żeńskich nad męskimi. Kwiaty są żółtawe i niewielkie (2–3 mm średnicy), zebrane w grupy usytuowane w rozwidleniach gałązek. Okwiat niezróżnicowany. Kwiaty mają miłą woń i wydzielają duże ilości nektaru. Pyłek przenoszą owady. Owoce jemioły są białe (u niektórych podgatunków żółtawe), okrągłe (u niektórych podgatunków jajowate) nibyjagody o średnicy 6–10 mm, z niewielkimi owocami właściwymi („nasionami”) w środku, w grupach po 2–6. Każde „nasiono” zawiera od 1 do 3 zarodków (poliembrionia). „Owoce” utrzymują się na gałązkach przez całą zimę. Jemioła kwitnie od lutego do kwietnia. „Owoce” dojrzewają późną jesienią i wczesną zimą. Stanowią pożywienie ptaków, które przyczyniają się do rozprzestrzeniania rośliny (ornitochoria). Przy czym tylko jemiołuszki i paszkoty połykają całe „owoce” umożliwiając rozprzestrzenianie roślin na większe odległości. Pozostałe ptaki skubią „owoce”, które za sprawą kleistego miąższu łatwo przywierają do gałęzi drzewa. Nasiona kiełkują w maju. Młode rośliny początkowo przywierają do drzewa-gospodarza za pomocą ssawek, z czasem wytwarzają korzenie. Co roku przyrasta kolejne rozwidlenie i po ich liczbie można łatwo ustalić wiek rośliny. Wiek roślin ma wyraźny wpływ na zmienność ich cech. Poszczególne rośliny dożywają do ok. 30-40 lat.
Jemioła rośnie na drzewach pobierając substancje odżywcze od żywiciela. Wykazuje wyraźne zróżnicowanie jeśli chodzi o preferencje drzewa-gospodarza, przy czym istotne różnice pod tym względem wykazują poszczególne podgatunki (w Polsce trzy).
Negatywny wpływ jemioły jest jednak większy niż wcześniej sądzono. W okresach suszy aparaty szparkowe jemioły mogą być otwarte, co zwiększa deficyt wody w drzewie. Jednocześnie jemioła pospolita oprócz wody i soli mineralnych pobiera również produkty fotosyntezy od rośliny-gospodarza. Badania naukowe wskazują, że od 23 do 45% węgla w jemiole pochodzi od drzew, na których te rośliny rosną.
Dwupienność, dioecja – u roślin występowanie żeńskich i męskich organów rozrodczych na różnych osobnikach. Rośliny takie określane są mianem dwupiennych (rozdzielnopłciowych). W przypadku roślin nasiennych dwupiennymi nazywane są te rośliny, na których występują wyłącznie kwiaty męskie lub kwiaty żeńskie. Rozdzielenie płci organów generatywnych między różnymi osobnikami jest jedną z form zapobiegania samozapyleniu. – dla łatwości z Wikipedia
Jemioła jest półpasożytem lub, w innych kręgach, nazywana jest pasożytem
Z całą pewnością w lesie gospodarczym, pełniącym różne funkcje, ale też funkcje produkcyjne powszechna obecność jemioły ma negatywne znaczenie ekonomiczne, gdyż niekorzystnie oddziaływa na drzewa żywicielskie i drzewostany. Prócz tego jest jednym z czynników obniżających odporność drzewa na inne elementy szkodliwe biotyczne i abiotyczne.
Dziś jemioła jest pospolita na sośnie (w całej środkowej i południowej części kraju), głównym gatunku drzewa lasów w Polsce. Tym samym jest zasadniczym elementem mającym wpływ na ten gatunek drzewa. Ma wpływ większy niż gospodarz i zarządca terenu, gdyż ten przez dziesięciolecia nie reagował na wzrost populacji jemioły. Innymi słowy z dbałości o kondycję lasów jemioła była wyłączona.
Jakie są tego przyczyny?
Detereminizm
Gdy jeszcze raz spojrzymy na encyklopedyczne opisanie gatunku JEMIOŁA przeczytamy: Owoce jemioły „Stanowią pożywienie ptaków, które przyczyniają się do rozprzestrzeniania rośliny (ornitochoria)”. Musi więc istnieć owoc zawierający nasiono i ptak, który go spożyje by zaraz z wydalonym kałem powstał nowy osobnik jemioły w nowym miejscu, na kolejnej gałęzi czy kolejnym drzewie. Gdyby nie było pierwszej jemioły i nie byłoby ptaków, które są szczególnie łase na owoce zawierające nasiona, to sosna nie miałoby problemów z jemiołą. To wskazuje, że do tego, by zaistniało rozprzestrzenianie się jemioły potrzebne są bezwzględnie trzy elementy: owocująca jemioła, ptaki które spożywają jej owoce i tym sposobem roznoszące jej nasiona oraz drzewa żywicielskie, które stanowią dla kiełkujących nasion bazę żywieniową.
Determinizm w przypadku rozprzestrzeniania się naturalnego jemioły to jej właściwości fizjologiczne, specyfika ptaków lubiących jej owoce oraz istnienie drzew mających swoiste cechy żywicielskie dla kiełkujących nasion jemioły.
Fałszem więc jest posądzanie jemioły, iż atakuje osłabione drzewa albo, że jej wzrost ilościowy wynika z klimatu i jego zmian. Zmiany klimatyczne dzieją się bardzo wolno,Zmiennosc średniej rocznej temperatury w Warszawie w okresie 1779-2012Zmienność wieloletnich sum opadów w Warszawie
czego dowody znajdują się w każdym obserwatorium meteorologicznym. Dla przykładu zamieszczam zmiany w temperaturze średniej w Polsce na przestrzeni ponad wieku (wzrost o 1,5 stopnia, a więc mamy trend a nie zjawisko nagłe) jak również zmiany w opadach (rosną nieznacznie). Z całą pewnością rozprzestrzenianie się jemioły ma związek z populacja ptaków. Lecz jestem pesymistą gdy idzie o teorie, że ptaki wybierają sobie do siadania drzewa osłabione i w złej kondycji. Czy ktoś to badał? A może korelował to jakiś ornitologiczny pasjonat – że akurat te wybierają do tego by na nich załatwić swoją potrzebę. Możemy z pewnością wskazać miejsca, gdzie ptaki lubią sobie przysiąść. Są to pojedyncze drzewa (czyż nie te biogrupy pozastawiane do rozpadu bliskie oszołomstwu tzw.: polskiej szkoły leśnej zafascynowanej tworzeniem i gromadzeniem martwego drewna) , drzewa na skraju, drzewa wzdłuż cieków.
Lecz wyjaśnijmy sobie rzecz do końca: same ptaki nie determinują rozprzestrzeniania się jemioły. By można było rozprzestrzeniać jemiołę to ta jemioła musi już być i owocować. Nawet milion paszkotów nie rozniesie nasion jemioły, gdy nie będzie jemioły. Gdy nie będzie jemioły płci żeńskiej: „Jemioła – to roślina dwupienna z jednopłciowymi kwiatami, niezdolna do samozapylenia.”- bo to żeńska płeć jest odpowiedzialna za tworzenie nibyjagód. Paszkoty nie umrą z powodu braku jemioły, gdyż chcąc nie chcąc znajdą sobie inne pożywienie (uprzedzam zatroskanie niektórych).
Sprawą druga: roznoszenie nasion jemioły odbywa się w okresie zimowym (wówczas jemioła utrzymuje na sobie owoce), gdy ptaków nie jest najwięcej. Sosna ma więc dużo szczęścia, że jemioła nie owocuje wiosną i latem, gdy ptaków jest zatrzęsienie. Lecz czy to słuszna uwaga? Zależy od ilości owocującej jemioły i apetytów ptaków. Owoce jemioły są wyjątkowym przysmakiem nie tylko dla ptaków. Więc zrobią wszystko, by nie przepuścić choć jednej nibyjagódce.
Zagęszczenie występowania jemioły na drzewie sosny zwyczajnej
I właściwie mógłbym zakończyć, gdyby sosna nie miała właściciela. Ale tak nie jest. Raczej każda sosna ma właściciela. A największym właścicielem sosen w Polsce jest Skarb Państwa. Zdawałoby się, że powinien zrobić wszystko by las trwał w zdrowiu i dobrej kondycji. Skarb Państwa odpowiada za stan sosny, gdyż decyduje to nie tylko o obrazie lasów, ale jest także zasadniczym elementem gospodarki leśnej i przemysłów drzewnych. Skarb Państwa tylko z pozoru jest anonimowy. Reprezentują go określone osoby: Minister Finansów, Premier i w końcu osoby, które wprost zostały wskazane na odpowiedzialnych za stan lasów: Minister
Jemioła na pniu sosny zwyczajnejJemioła na gałęziach sosny zwyczajnej
Środowiska i Dyrektor Generalny Lasów Państwowych. – Nie widzieli jemioły, nie reagowali na jej zgubny wpływ na sosnę? Może się nie znają? A może są też inne przyczyny?
Wcześniej było o ptakach, które nie odsądzając ich od inteligencji i wrodzonej mądrości, skupiają się na przeżyciu, trwaniu i przedłużaniu gatunku.
Teraz o człowieku, tym polskim i decydującym. O jego inteligencji i mądrości. Potrafi zbudować rakietę i polecieć nią na Księżyc – a więc potencjał umysłu ma. Czemu nie ścigał się z ptakiem by ratować sosnę, tym bardziej, że jak napisałem ptak by sobie poradził bez jemioły?
Rakieta jednak nie powstała w Polsce, natomiast w Polsce powstała teoria, że nie ma organizmów szkodliwych w lesie, że wszystkie są pożyteczne, więc nawet nie
Stan klęski – zagęszczenie jemioły w drzewostanie sosny zwyczajnej Nadleśnictwa Smardzewice
zainteresował się jemiołą. Stworzono procedury uniemożliwiają reagowanie w sytuacjach kryzysowych. Pisząc o procedurach mam na uwadze procedury administracyjne, leśne jak i dobór ludzi. Nic się nie dzieje póki ten najwyższy specjalista-dyletant nie dostrzeże. W takich warunkach, trudno by ktoś coś widział i reagował akuratnie do okoliczności i zagrożenia. To są zasadnicze przyczyny rozprzestrzeniania się jemioły na sośnie (stara jodła w Górach Świętokrzyskich została stracona wcześniej) na niespotykaną nigdzie indziej w Europie skalę.
Indeterminizm
Jemioła (pasożyt) owocuje białymi nibyjagodami zawierającymi wewnątrz nasionko lub kilka nasionek. Ten owoc to wyjątkowy przysmak dla ptaków, które metodą konsumpcji roznoszą pasożyta na inne drzewa. Szkodliwość jemioły dla żywiciela jest jednoznaczna i niepodważalna. Osłabia drzewa, mogąc w perspektywie doprowadzić do ich śmierci, niszcząc ich możliwości przyrostowe i odporność. Równocześnie osłabia naturalne właściwości i jakość szyszek oraz nasion. Brak reakcji i dopuszczenie do nadzwyczajnego rozmnożenia się jemioły, mającego w wielu regionach kraju charakter klęski, to wynik wielu ludzkich zaniechań materialnych i niematerialnych. To przyrodnicze ignoranctwo czynione z pełną świadomością.
Polska dysponuje dość dużym zasobem leśnym, który nie jest wykorzystywany zgodnie z zasadami racjonalnej gospodarki, gdyż podlega Ustawie o lasach. Ustawa ta wykluczaJan Kosiorowski RDLP Kraków
element ekonomiki („Na czym polega las – emocjonalny wykład Jana Kosiorowskiego”) oraz wyklucza związek Lasów Państwowych z państwem i suwerenem. Tym samym kondycja lasów stała się elementem marginalnym, podobnie jak stały się nimi: wielkość zasobów i możliwości produkcyjne. Te zaniechania otworzyły się na zupełnie nieprzewidywalne kierunki gospodarstwa leśnego w celu wykorzystania środków pobieranych od Skarbu Państwa i Suwerena na konsumpcję własną. W takich okolicznościach nie może dziwić fakt iluzorycznej dbałości o stan lasu mającej odzwierciedlenie w przyjmowanych rozwiązaniach prawnych krajowych i międzynarodowych.
„W takich pięknych okolicznościach przyrody”, jak mawiał Sidorowski/Himilsbach („Rejs”), postęp jemioły ma związek z grubością pokrywy śnieżnej (armatek naśnieżających jednak nie kupują), wielkością opadów i globalnym ociepleniem. Ale nie z własnym zaniechaniem, brakiem kompetencji, wiedzy i dbałości o wspólne dobro. Wiedzy i nauki o lesie. Nieuki.
W takich okolicznościach będą monitorować, do czasu aż przedmiot monitorowania nie ulegnie kompletnej destrukcji, lub nawet i dzień dłużej.
Nie dziwi więc wiązanie „nagłego” pojawu jemioły z nagłym ociepleniem, brakiem pokrywy śnieżnej…
W takich okolicznościach monitorują stan zagrożenia od jemioły w okresie, gdy nie wytworzyła jeszcze owoców, a przecież to one przesądzają o możliwości rozprzestrzeniania się pasożyta. Chyba, że …. to jednak klimat. „Sorry, taki mamy… „– stwierdziła już jakiś czas temu Elżbieta Bieńkowska, co ochoczo podchwytują i dziś …
Okazuje się, że skala zniszczeń przekroczyła oczekiwania, że zaczyna ingerować w ograniczenie możliwości przetwórczych istniejącego jeszcze przemysłu. Więc dostrzeżenie problemu (absolutnie nie samoistne) i prosty przekaz – winny jest klimat (czy dysponujemy
Rok 1984 George Orwell – okładka książki, MuzaSA
już odpowiednio silną nauką w tej przestrzeni?). Czy Ministerstwo Prawdy (G.Orwell „Rok 1984”) zaczęło działania w kierunku zmiany definicji jemioły w istniejących w Polsce i na świecie encyklopediach? Bo wyraźnie encyklopedyści nie nadążają.
Póki co nie pojawiła się jeszcze teoria zdrady ze strony ptasiego świata (oczywiście wiadomej – ruskiej, proweniencji), a przecież ten element byłby bardziej zbliżony do naturalnych determinand, i być może bardziej zrozumiały.
Abstrahując od biologii, fizjologii jemioły nie będziemy dziś zgłębiać determinizmów i indeterminizmów umysłowych1.
W każdym razie katalog indetermizmów nie został wyczerpany.
determinizm – zajście każdego zdarzenia (zjawiska) jest wyznaczone jednoznacznie przez zdarzenie (zjawisko) poprzedzające je w czasie; stanowi zasadę wyjaśnienia prawidłowości i przewidywania zdarzeń (zjawisk) – z Encyklopedia PWN; m.in. to powszechne obowiązywanie praw natury w całej przyrodzie bez wyjątku, także w człowieku. Determinizm wyklucza przypadek jako zjawisko obiektywne (z Wikipedii); indeterminizm – istnieją zjawiska niepodlegające prawom przyrody.
Ten tytuł zaczerpnięty z ballady Jana Krzysztofa Kelusa dedykuję dyżurnemu redaktorowi DGLP Eugeniuszowi Pudlisowi. Choć może należałoby na pierwszym miejscu wskazać Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych?
Eugeniusz Pudlis na Facebook
To wspaniałe, że kontynuuje, a może wieńczy dziennikarską karierę na łamach Lasu Polskiego, odpowiadając na oczekiwania aktualnego Dyrektora. Doktora nauk leśnych Andrzeja Koniecznego. Doktora polskiej szkoły leśnej. Czy leśnictwo straciło byt (?), gdy pojawiła się polska szkoła leśna? Niektórzy wciąż jeszcze tkwią w fantazji „modrzewia polskiego”. I wyznaczają nowe kierunki… Służba nie drużba… Czyżby?
Strona tytułowa wywiadu E.Pudlis – A.Konieczny
Służba krajowi, własnemu państwu jeszcze nigdy nie była takim kabaretem jakim stała się dziś. Ustami pełnymi patriotycznych frazesów, z powiewającą dumnie flagą narodową i Najjaśniejszą Panienką w tle. Lecz wystarczy pojechać 200 kilometrów od Warszawy by przekonać się komu w rzeczywistości to służy. Komu, Panie Eugeniuszu Pudlis, Panie Andrzeju Konieczny? Komu służy brukanie narodowych świętości? Chyba nie sugeruje Pan, że Najjaśniejsza Panienka wspomaga zniszczenie leśnych zasobów Polski i Polaków? Puszczy? Wskazywałbym raczej na chwilowe (jestem przekonany) zwycięstwo złego.
Pytania, których nie zadam…
Te żałosne wywiady snute przez dyżurnych redaktorów DGLP na łamach Głosu Lasu, a dziś na łamach Lasu Polskiego (co wydaje się oznaczać koniec niezależności dwutygodnika). Eugeniusz Pudlis jest/był etatowym dziennikarzem DGLP– Głosu Lasu. Wygląda więc na to, że DGLP – dziś to Andrzej Konieczny, zrobił wywiad z samym sobą. Mamy bowiem wywiad (a nie artykuł sponsorowany), czyli reklamę. Czy warto to komentować?
Zniszczony drzewostan świerkowy w Nadleśnictwie Białowieża
Pytania których nie zadam … Nie warto zajmować się słowami i treścią. Warto pojechać do Puszczy. Koncern medialny DGLP jest bliski osiągnięcia celu. Będzie przedstawiał jeden obraz, bo to oznacza zjednoczenie? I siłę?
Pytania których nie zadam…. Sen o potędze dyktatury ciemniaków (za Stefanem Kisielewskim). Bo … bo wystarczy pojechać do lasu w Nadleśnictwie Białowieża.
Pytania, których nie zadam …
Końcowy fragment wypowiedzi DGLP A.Koniecznego
4 miliony metrów sześciennych zniszczonego lasu. Miliardy (dziesiątki a może i setki- nie w cenie surowca, lecz w wielokrotnie obróconym kapitale, bo tak należy patrzeć na państwo i jego gospodarkę) złotych strat dla Polaków. Czy to jest etap biblijnego dabar – Panie Dyrektorze, czy też ma Pan trudności z postrzeganiem etapów („Dialog zaczyna się od słów. Pierwsze słowo w Piśmie Świętym to dabar, słowo.” – wskazuje nam po 30 latach czynienia zniszczeń A.Konieczny- DGLP) Dyrektor Andrzej Konieczny proponuje … trzy ścieżki dialogu. Jakieś pytania? Panie Eugeniuszu Pudlis… Nie mam pytań do Dyrektora Koniecznego. Czy to dobra zmiana – zniszczenia, w które się zamieniły czcze obietnice wyborcze. Bo rodzina, bo znajomi, bo nepotyzm. Polska szkoła leśna pod narodowym sztandarem i Orłem Białym.
Cenzura nie istnieje
w Oficynie Wydawniczej Oikos – z oburzeniem tnie Jacek Kłudka, na prywatne zapytanie, wskazując drzwi. „Jeśli nie wszyscy pamiętają, to przypomnę, że był taki minister środowiska Maciej Nowicki (2007–10), który kupił (linki do źródeł przy artykule poniżej) artykuł u redaktora Adama Wajraka w „Gazecie Wyborczej”. W opłaconym artykule-wywiadzie przyjął bez zmrużenia powieką słowa redaktora, szkalujące społeczność leśników w sprawie niszczenia Puszczy Białowieskiej, będąc samemu w „mundurze leśnika”. Porównanie działań „oświeconego” Ministra Środowiska do działań cara Mikołaja II, jako jedynych dbających o interes Puszczy to rzadko spotykane kuriozum, ale częste na łamach Gazety Wyborczej. Ten minister, z tytułem profesora, nie potrafił zrozumieć, że reprezentuje całą służbę leśną i organizację PGL LP, która w scentralizowanym kaftanie robi to, co on właśnie wymyśli. (Faktycznie to najczęściej wymyślał Adam Wajrak, a może działacze ze Świebodzina?), a minister ochoczo za to płacił. Nawet pewnie nie rozumiał, że to nie on zainicjował, lecz uległ sztuczkom jednego z działów Agora SA – czy tu się sprawa kończy, czy zaczyna).” – Pisałem na łamach Lasu Polskiego jeszcze we wrześniu 2015 (LP 18/2015 „Samorządy a współpraca z Lasami – kiedy podpisano wyrok na Puszczę Białowieską”).
Metryczka wydawnictwa wydającego Las Polski
Trzy lata później pisałem w prywatnym liście do współwłaściciela Lasu Polskiego: „Zdaję sobie sprawę, że Konstytucyjna gwarancja braku cenzury jest w istocie pustym słowem. Zapis powstawał w okresie przesilenia po rozpadzie struktur PRL, i miał związek z cenzurą typu administracyjnego (gdy niemal cała nasza rzeczywistość, łącznie z mediami była w gestii państwa). Dziś brak Urzędu ds. Kontroli Publikacji etc nie oznacza, że cenzura nie istnieje. Abstrahując od autocenzury (w sumie najbardziej wyniszczającej wolność i niezależność) istnieje cenzura wydawnicza i właścicielska, która nie leży w obszarze zainteresowania dzisiejszego Państwa. Nie leży – to jest mało powiedziane. Jest wykorzystywana z pełną premedytacją przez Państwo na wielu obszarach jego funkcjonowania. Świadomy tego – byłem przekonany, że marginesy wolności są dostępne w niszowych wydawnictwach. Takim jest przecież Las Polski (i ze względu na nakład i ze względu na skalę oddziaływania społecznego).” Właściciel w „obronie” wolności prasy i … owocnej współpracy z ( …. ) uciął w odpowiedzi krótko: „Wystosowanie tak poważnego zarzutu, jak cenzurowanie musi spowodować jednoznaczną decyzję o niepublikowaniu w przyszłości na łamach ,,Lasu Polskiego” żadnego Pana tekstu.”
fragment …
Pytania których nie zadam …. Czy ta droga może coś stworzyć? Czy koncern prasowo-medialny tworzony przez LP służy budowaniu czegokolwiek prócz propagandy zasadności własnego istnienia. Istnienia na zasadach ułożonych na przełomie 1989/1990. I własnych „sukcesów”. To kolejna odsłona „najlepszej na świecie” Ustawy o lasach, powstałej w oparach magdalenkowego rozbioru.
Konstytucja a cenzura
PS Publikowanie tego tekstu wymagało ode mnie podjęcia bardzo ważnej decyzji mającej związek przede wszystkim z dotychczasową rolą i znaczeniem Lasu Polskiego, i odbieraną przeze mnie jednoznacznie tragedią tego medium. Nie jest jednak moim zadaniem wskazywanie właścicielowi możliwości rozwoju i drogi. W dzisiejszym świecie szybko zmieniających się realiów i sposobów prezentowania treści, brak działań dostosowawczych powoduje, że samodzielność wielu redakcji okazuje się iluzoryczna i staje się łatwym łupem. Mam jednak nadzieje, że nie jest to nekrolog, gdyż to nie jedyna i nie zasadnicza przyczyna. Tą postrzegam w DGLP i w jej bezwzględnym wykorzystywaniu swojej pozycji. Te działania mogą skanalizować i unieszkodliwić krytykę i podtrzymać jej dychawiczny byt? Historia uczy, że rzeczy mają się na koniec inaczej. Lecz do końca jeszcze wiele można …
PS PS Podobnie jak Stanisław Remuszko, próbowałem zainteresować kwestią organy, które są powołane lub czuja się odpowiedzialne za stan mediów w RP. Nieskutecznie, choć mamy przecież rządy Dobrej Zmiany. Robert Grzeszczyk
St. Remuszko – Gazeta Wyborcza. Początki i okolice-kalejdoskop.
luty 2021
Kolejny artykuł/wywiad pojawił się na łamach Rzeczpospolitej. Trudno nie uważać go za sponsorowany, gdy nie porusza żadnych elementów kontrowersyjnych dla DGLP i obecnego stanu i statusu Lasów Państwowych.
Zbigniew Lentowicz – „Andrzej Konieczny: Nie powinniśmy wprowadzać do puszczy harwesterów” – https://www.rp.pl/Wywiady/305299888-Andrzej-Konieczny-Nie-powinnismy-wprowadzac-do-puszczy-harwesterow.html
wskazuje jednoznacznie na kolejną falę manipulacji i sankcjonowania barbarzyńskiego zniszczenia majątku narodowego w trzech nadleśnictwach: Białowieża, Browsk i Hajnówka.
W Polsce jest kilkadziesiąt obszarów leśnych znanych pod nazwami „puszcza” – sic!
„Dzikie Życie”, organ prasowy Stowarzyszenia na Rzecz Wszystkich Istot doniosło, iż Główny Konserwator Przyrody Janusz Zaleski (wiceminister środowiska), zwrócił się do rządu Słowacji z prośbą o wprowadzenie zakazu polowania na wilki na terytorium Słowacji.
Ochrona wilka ponad granicami, to jak internacjonalistyczna doktryna terroryzmy eko.
Pan Janusz Zaleski prosi w swym wystąpieniu o wprowadzenie zakazu polowań na Słowacji, w obszarze 23 kilometrów od granicy Polski. „Dzikie Życie”, czasopismo wydawane przez stowarzyszenie Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot, utrzymywane głównie z subwencji rządowych i wsparcia unijnego, wskazuje, że podstawową przyczyną interwencji polskiego rządu jest fakt, iż słowackie Ministerstwo Rolnictwa przeznaczyło do odstrzału około 20 wilków w bezpośredniej styczności z granicą Polski.
Nie jest to prawdą, gdyż Słowacja od lat chroni wilka na takiej samej zasadzie, jak w Polsce chroni się sarnę czy jelenia. Ochrona wilka jest podporządkowana w tym kraju ochronie ludzkiego życia i zdrowia, ludzkiego majątku i ludzkiej własności.
Interwencja polskiego rządu nie wynika z zaplanowanej redukcji słowackiego stada wilków, gdyż Słowacja dokonuje stałej redukcji wilków od zawsze, utrzymując tym samym stałą liczebność populacji wilka na swym terytorium. Polska interwencja odbywa się pod presją organizacji ekologistycznych. Stowarzyszenie: Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot od lat występuje przeciwko polowaniom na wilki na Słowacji. Ochrona tego gatunku w Polsce zaczyna przybierać skale „internacjonalistycznej” interwencji. Słowakom może się to kojarzyć z interwencją roku 1968 i niesioną wówczas na gąsienicach polskich czołgów tak zwaną „bratnią pomocą”. Interwencja polskiego rządu w wewnętrzne sprawy sąsiedniej Słowacji nie buduje lepszych stosunków między obu państwami i społeczeństwami. Polska interwencja w sprawie wilka i brukselski straszak, wpisuje się w polską politykę zagraniczną, która nie potrafiła, jak dotąd, zbudować trwałych i pozytywnych relacji z sąsiadami. Oczywiście ani Dzikie Życie, ani minister Janusz Zaleski nie wspominają ni słowem, kto zapłaci za szkody na terenie Słowacji.
Polska nie radzi sobie z likwidacją szkód powodowanych przez objęte ochroną gatunki na własnym terytorium. Szkody od bobrów nie są likwidowane latami. Zamiast wypłacać odszkodowania i podejmować kroki w celu eliminacji szkód, rząd wydaje pieniądze na propagandowe broszury. Środki na propagandowe publikacje również trafiają do ekologistycznych stowarzyszeń.
Polska wprowadzając przed laty bezwzględny zakaz polowań na wilki, dziś rozbudowuje program i system masowego grodzenia hodowli pasterskiej. Ile to kosztuje i kto za to płaci? Przed nami jeszcze całkowita likwidacja pasterstwa!
W roku bieżącym Sejm przyjął przez aklamację deklarację potępiająca interwencję na Czechosłowację dokonaną w roku 1968 – z okazji mijającej 50 rocznicy tej „tzw. bratniej pomocy”. Kiedy Ministerstwo Środowiska, Ministerstwo Spraw Zagranicznych wycofa swoją interwencję w sprawie niezależnej polityki Słowaków w sprawie wilka? Kiedy przeprosi?
Źródła:
Dzikie życie: http://pracownia.org.pl/aktualnosci,900
Polsko-słowacki spór o wilka : http://www.sadeczanin.info/wiadomosci,5/region-spor-o-wilka-interweniuje-minister,41241#.UNOT5azCq2A Przeczytaj jak: „Uratowałem wilka z niewoli”
Lasy Państwowe (LP) to jedna z ostatnich, uchowanych po PRL/II RP firm. To uchowanie, niczym srebra rodowe w głębokiej skrytce, nie obyło się bez kosztów. Ma związek z szeregiem działań destrukcyjnych, wymierzonych w status LP, podobnie jak szereg działań uderzających w gospodarkę kraju w okresie magdalenkowej transformacji. To organizacja (Lasy Państwowe) osłabiana wewnętrznym prawolejstwem i zewnętrznymi atakami, ostatecznie służącymi wzmocnieniu gospodarek innych państw, przy dużej w tym aktywności stowarzyszeń ekologistycznych i medialnych manipulacji. Idea gwarancji Konstytucyjnej, jaka się pojawiła po raz pierwszy w 2011 roku na łamach Lasu Polskiego przeszła niezauważona (medialnie, ale zapamiętana przez wielu). Podobnie jak wzmocnienie jej (idei) w jednym z kolejnych artykułów. Dziś ten pierwszy raz. Mamy 2011 rok…
Sztuka dla sztuki i las dla lasu – Lasy do Konstytucji po raz pierwszy (LP 3/2011)
Lasy Państwowe. Kolejne ciała doradcze nie są dobrym pomysłem na funkcjonowanie LP (Ekologia.pl) W jednym z ostatnich numerów „Lasu Polskiego” ukazał się wywiad z prof. Tomaszem Boreckim („Uspołecznić Lasy”, nr 22/2010). Pan profesor poruszył sprawę zmiany zarządu nad Lasami Państwowymi. Nieprzypadkowo zrobił to w czasie, gdy ta organizacja miała zostać pozbawiona pełnego wpływu nad środkami ze sprzedaży drewna. Szkoda, że to ten fakt zdeterminował pomysły profesora.
Sam pomysł ministra finansów (J.Rostowski – PO) o przejęciu zarządu nad środkami Lasów Państwowych niczym nie odbiega od prawideł obowiązujących w państwie. Pojawia się niemal 20 lat po wtłoczeniu do Ustawy o lasach zupełnie innych zasad funkcjonowania państwowego leśnictwa. Ale to nikogo nie dziwi. A przecież przez 20 lat można było uzbierać zdecydowanie więcej niż obecne 2 mld zł, porozbijane po nadleśnictwach. Wytłumaczenie jest bardzo proste – kraj przestał być zieloną wyspą i bardziej przypomina dryfujący okręt. Czy już tonący? W takiej sytuacji trudno się dziwić, że osoba odpowiedzialna „brzytwy” się chwyta. Zresztą w zgodzie ze swoimi prerogatywami i w zgodzie z prawem. Lasy Państwowe nie posiadają osobowości prawnej i podobnie jak parki narodowe działają na rachunek Ministra Środowiska. A skoro parkom narodowym udaje się funkcjonować, i to dobrze funkcjonować, to Minister Finansów słusznie rozumuje, że podobnie będzie wyglądała sprawa z funkcjonowaniem Lasów Państwowych. Bo i jedni, i drudzy wszak rąbią drzewa. Rząd nie ma wiedzy, by funkcjonowanie parków nie było najlepsze. Może ktoś ma taką wiedzę? Po ponad dwóch dekadach funkcjonowania Ustawy o lasach sytuacja przybliżyła sie do tej, która była celem jej twórców. Do likwidacji organizmu gospodarczego PGL LP i zrównania go w idei z funkcjonowaniem parków narodowych . Dlatego proponuję zupełnie inną wizję Lasów Państwowych – w Konstytucji, niezależnych od Ministra Środowiska.
Co proponuje profesor Borecki?
Artykułuje pomysł na uspołecznienie Lasów. Cóż ma osiągnąć za jego pomocą prócz ochrony zgromadzonych zaskórniaków? Jak sama nazwa wskazuje – mówi prof. Borecki – Lasy Państwowe są dobrem ogólnonarodowym, własnością całego społeczeństwa. A skoro tak, to oczywistą konsekwencją powinien być nadzór społeczny nad zarządzaniem Lasami Państwowymi. A więc jednak! Uspołecznienie ma wpłynąć na właściwy nadzór nad środkami będącymi w zarządzie Lasów Państwowych. Od razu rodzi się pytanie, czy dotychczasowy nadzór nie jest najlepszy, skoro profesor Borecki wskazuje na potrzebę powołania społecznego nadzoru nad już istniejącym? Pan profesor jest przekonany, że pomoc społecznego nadzorcy wpłynie na właściwe gospodarowanie środkami. Ba, taki społeczny nadzór zaistnieje jako wiarygodny dla wszystkich organ, w pełni uzasadniający przetrzymywanie na kontach 2 mld zł, gdy „okręt tonie”. Organ społeczny ma być właściwym ciałem, które będzie w stanie odeprzeć zarówno dzisiejsze zapędy ministra Rostkowskiego, jak i przyszłe jego następców. Skoro Lasy Państwowe są ogólnospołecznym i narodowym dobrem, co zauważa z troską bohater wywiadu w „Lesie Polskim”, to czemu nie widać tego w Konstytucji? Jeśli artykułowany pomysł o społecznym nadzorze traktować jako przejaw troski o własność, o to by Lasy Państwowe były wciąż dobrem narodowym, to czy nie warto wprowadzić odpowiedniego zapisu do Konstytucji? Będzie on zdecydowanie trwalszy od jakiegokolwiek społecznego organu. Chyba że Lasy Państwowe to już nie jest ogólnonarodowa i społeczna własność?
Samofinansować, a nie zarabiać
W „Lesie Polskim” czytamy też słowa: Oszczędności zgromadzone na kontach Lasów są pozorne. Jednak patrząc na te oszczędności oczyma ministra finansów, okazuje się, że nie są one pozorne. Być może dla profesora SGGW 2 mld zł to pozór, ale dla nadzorcy krajowej kasy już nie. Twierdzi on, że dla innych potrzeb kraju mogą być bardziej użyteczne niż dla Lasów Państwowych. Organizacja LP nie jest efektywnym tworem. 20 lat temu sama sobie założyła, by nim nie być! A marnotrawione leśne szanse to również marnotrawione szanse dla kraju. Proszę powiedzieć ile wniosków sporządziły LP na dofinansowanie małych elektrowni wodnych na swoim terenie? A zajmują niemal 30% powierzchni kraju, w którym jeszcze niedawno funkcjonowało ponad 6 tys. młynów. Czyli na terenach leśnych mogło ich być ok. półtora tysiąca. Zupełnie inaczej widzą swoją służebność dla kraju Austriackie Lasy Związkowe, także państwowa instytucja. Może rzeczywiście są upośledzone gospodarczo, bo nie mają kolegiów, rad i stowarzyszeń obrony. Ale za to budują małe elektrownie, które wspomagają system energetyczny kraju i zasilają leśną i państwową kiesę. Lasy Państwowe nie potrafią zarabiać i tworzyć, za to, jak to każda administracja, potrafią wydawać. I to nie zawsze racjonalnie – jak to z administracją bywa.
Wina w Ustawie
Następny fragment wywiadu mówi nam, że Ustawa o lasach uchwalona w 1991 r. była (sic!) znakomita – jeżeli chodzi o tamten czas. Przeniosła punkt ciężkości z produkcji drewna na „ekologizację”. Panie profesorze – to właśnie zapisy ustawy z 1991 r. są pierwotną przyczyną tego „zamachu na Lasy i ich zasoby”, jak go nazywają leśnicy (ci podpuszczeni i ci podpuszczający). To jest odłożony w czasie skutek błędnych rozwiązań i założeń. Czy będąc monopolistą na rynku drewna, rzeczywiście można się skupić wyłącznie na administracji, ekologizacji i edukacji, wyłączając uwagę na potrzeby kraju – nie tylko gospodarcze? Ustawa z 1991 r. była wówczas i wciąż pozostaje wynikiem krótkowzroczności prawodawców. To było spojrzenie schizofreniczne i bardzo szkodliwe, nie tylko dla samych Lasów. Jej kształt ma bardzo szerokie negatywne oddziaływanie na wiele dziedzin życia. A samą organizację Lasów Państwowych, mimo dość korzystnych zapisów wzmacniających pozycje nadleśnictw, czyni zacementowaną i skostniałą strukturą, nie pasującą do rozwoju cywilizacyjnego kraju i społeczeństwa. To wciąż struktura z przełomu XIX i XX wieku. A praktyczne rozwiązania w rzeczywistości spowodowały degenerację nadleśnictw i całą strukturę jeszcze cofnęły i uwsteczniły. Spowodowała to wytwórczość prawna na poziomach niższych (generalnej i regionalnych dyrekcji LP). W większości przypadków to wytwórczość niezgodna z duchem, jak i literą samej Ustawy o lasach.
Zasługi dzisiejsze i niedzisiejsze
To, że mamy dziś takie lasy, jakie mamy, czyli w dobrej kondycji i o rosnącej powierzchni, jest z całą pewnością zasługą LP, jako organizmu gospodarczego i ludzi w nich pracujących – mówi niegdysiejszy rektor jednej z największych uczelni w kraju (SGGW). Zasługi i rozwój państwowego leśnictwa w okresie międzywojennym to bardzo istotny element historii. Niemniej istotny od rozwoju lesistości i leśnictwa w PRL, o czym warto pamiętać. Bo to w tym czasie lesistość wzrosła o 8% (w okresie 20 pierwszych lat po wojnie). Powstały w warunkach demokratycznych Krajowy Program Zwiększania Lesistości po trwających kilka lat wzlotach przegrywa z „lobby orzechowym” – ale tym tematem nie zajmują się już rady, społeczni doradcy i społeczne stowarzyszenia- może są aktywne w orzechowych spekulacjach? Mamy też klęskę w Beskidach – tu propaganda złego pochodzenia świerka mami społeczeństwo fachowością leśnej braci (więc śpijmy spokojnie) oraz ogromne powierzchnie drzewostanów przeszłorębnych, gnijących na pniu – ale to oczekiwany przecież wynik ekologizacji, są jeszcze „ekotony” i powierzchnie pozostawiane na zgnicie (docelowo na razie 5% powierzchni Lasów Państwowych). Czy to o tej kondycji wspomina profesor Borecki?
Tanie mieszkanie dzięki drwalowi
Lasy Państwowe potrafiły się dostosować do zmieniających się warunków i niemal bezboleśnie przejść transformację. Ta bezbolesność dotyczyła mniejszej części pracowników Lasów Państwowych, o czym zapomina pan profesor. Dotyczyła jedynie administracji i odbyła się kosztem robotników. Znany wszystkim zapis ustawowy, związany z ekscytującą możliwością wykupu mieszkań, to w rzeczywistości świadectwo pewnego rodzaju wstydu i poczucia winy. W pierwotnych zamierzeniach pozwalał bowiem kupować mieszkania na warunkach preferencyjnych tym, którzy zostali pozbawieni pracy w LP. Przypomnijmy sobie, jak był odbierany przez pozostałych w strukturach LP pracowników – jako żywotna niesprawiedliwość. Teraz ta niegdysiejsza niesprawiedliwość została ostatecznie „naprawiona” rękami aktualnego dyrektora. Ale sprawa roztrwonienia zasobów mieszkaniowych i zasad, to temat odrębny i bardzo medialny. To też dobry przykład na „znakomitość” zapisów ustawy z 1991 roku. Czy szanowny Profesor skorzystał na mieszkaniowej pierestrojce? A inni, nie związani z LP, dygnitarze, polityczni nurkowie? DGLP – nic na ten temat nie wie (sic!) Ot obłowiwszy się kapkę w „walce o dobro wspólne i Lasy…”
A za ekologię zapłacą grzybiarze
Profesor Borecki zauważając, że państwo jest w ogromnej potrzebie, mówi: „Ja mam, mówiąc figuralnie, dwa serca – serce leśnika i serce obywatela mojego państwa. Myślę, że wbrew pozorom nie ma w tym żadnej sprzeczności. Potrzeby odczuwane przez te dwa serca da się bezkonfliktowo pogodzić.” Obywatelska postawa interlokutora Mieczysława Remuszki (redaktora dwutygodnika Las Polski) cieszy. Ja mam za to jedno serce i ono nie może zrozumieć, dlaczego Lasy Państwowe dostrzegają potrzebę w dopuszczeniu do zgnicia wielu dziesiątków milionów metrów grubizny, a jako instytucja nie zająkną się np. nad potrzebą wspomożenia powodzian? Dlaczego wyłączają z produkcji kolejne tysiące hektarów, a nie widzą potrzeb gospodarczych kraju i społeczeństwa? Nie widzą np. krępujących zapisów w Zasadach urządzania lasu? Za to lektura wypowiedzi leśników z ostatnich lat pokazuje zainteresowanie poszukiwaniem pieniędzy od grzybiarzy i zbieraczy borówek. Czy społeczna rada jest w stanie odwrócić „parkowy” trend, w który wepchnięta została gospodarka leśna Polski? Dlaczego skrywa się, że obowiązujące prawo, obowiązująca Ustawa o lasach i wciąż „modernizowane” struktury leśnej organizacji zmierzają w kierunku stworzenia w kraju jednego wielkiego „parku narodowego”. Żaden związany z leśnictwem organ społeczny – a jest ich przecież kilka – nie odważył się dotychczas wyartykułować rzeczywistych bolączek zwykłych leśników. Spychania ich do roli mechanicznego rejestratora przekazującego e-drewno do Najwyższej Centrali. To nie jest wyłącznie sprawa Lasów Państwowych.
Czyim głosem mówi społeczeństwo?
W wywiadzie znajdziemy konkretne zalecenia, w jaki sposób uspołecznić Lasy Państwowe: Powołanie sześcioosobowej rady, z tym że członkowie rady nie powinni być powoływani z tzw. klucza politycznego. Pan profesor oczekuje, by przyszli członkowie rady społecznej nie byli uzależnieni politycznie. Czy to aby poważne? A czy nie wystarczyłby niezależny i nieutytłany politycznie dyrektor generalny? Minister zatwierdza operaty urządzeniowe (to bardzo ważna kompetencja), ale przecież nie wnika w szczegóły gospodarowania w Lasach. Tajemnicą poliszynela jest brutalne wnikanie kolejnego już ministra w plany urządzania lasu Nadleśnictwa Białowieża, z naruszeniem prawa i zasad. To dobitny przykład degrengolady prawa, jak również wynik (bez)siły działań ciał doradczych, rad, kolegiów etc. również społecznych (jeśli jakiekolwiek były). Warto powoływać kolejne? Dowiadujemy się także, jaki miałby być los nadwyżek w leśnej kasie: powinny być spożytkowane dla dobra społeczeństwa i dla dobra naszego państwa. To się wydaje założeniem bezdyskusyjnym. Twierdzenie, że Lasy są wyizolowane z organizmu i potrzeb państwa nie wytrzyma krytyki społeczeństwa. Ja twierdzę, że z pewnością nie wytrzymałoby krytyki rady społecznej, którą pan profesor już widzi. Ale kto ma decydować o tym, czy „społecznie uzasadniona” jest budowa drogi w lesie lub opłacanie się FSC (czytaj: Greenpeace)? Czy działania lub zaniechania, o których już było, nie rozmijają się ze społecznymi oczekiwaniami? Czy ludzie nie chcieliby więcej zarabiać, mieć więcej pracy i mniej ograniczeń? Czy Lasy Państwowe wychodzą naprzeciw tym oczekiwaniom?
Z lasami w sercu i w Konstytucji
Schlebianie prawodawcom i proponowanie kolejnych ciał doradczych nie wydaje się dobrym pomysłem na gospodarność i odpowiedzialność (by nie napisać, że to kiepski żart). To żaden pomysł na właściwe funkcjonowanie Lasów i żaden pomysł na ich bezpieczną egzystencję i rozwój. To także żaden pomysł dla kraju i społeczeństwa. Artykułowanie takich potrzeb jest zgubne dla każdego organizmu gospodarczego i jego ekonomicznej efektywności. Zgubne dla Lasów. Profesor kończy zdaniem: Mam nadzieję, że koncepcja, o której mówiliśmy, znajdzie poparcie zarówno w środowisku leśnym, jak i wśród polityków. Można się domyślać, że w tej drugiej grupie znajdzie z pewnością, lecz nie zatrzyma walca zmian, który nieuchronnie się toczy. Ja proponuję zupełnie inną wizję: Lasów Państwowych w Konstytucji, niezależnych od Ministra Środowiska. A wszyscy, którzy grożą prywatyzacją, i nie widzą takiej potrzeby, lub uważają, że 30% terytorium państwa nie zasługuje na umieszczenie w Konstytucji, to zwolennicy leśnej korporacji, której efekty są w rzeczywistości dobre tylko dla jednostek, dla zewnętrznych korzyści. Ale nie dla lasów, Lasów i nie dla kraju. Nie ma dwóch serc, Panie Profesorze.
Tomasz Borecki – W 2002 został wybrany na rektora, a w 2005 uzyskał reelekcję na SGGW. 2010 był członkiem komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego przed przedterminowymi wyborami prezydenckimi. 29 września tego samego roku został doradcą społecznym prezydenta Bronisława Komorowskiego do spraw wsi. Pełnił tę funkcję do 5 sierpnia 2015; Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (2016); Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (2003); Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1998); Medal Komisji Edukacji Narodowej (2001); Srebrny Krzyż Zasługi (1997).
„Organ doradczy” powstał, a na jego czele ulokował sie szanowny profesor – ot i cała filozofia nieuki „prof. Boreckiego”, który jeszcze wczesniej zaopatrzył sie na rynku mieszkaniowym rozgrabianym na ciele LP (dopisek. listopad 2020)